W Sejmie głodówka pielęgniarek, pod Sejmem protesty. Galeria sejmowa okupowana przez pielęgniarki już zyskała miano białej galerii. Sytuacja rządu z dnia na dzień staje się coraz trudniejsza. Tym bardziej że nawet gdyby chciał, protestującym ustąpić nie może.

Po pierwsze dlatego, że w sposób jawny i świadomy złamałby konstytucję. Sześć lat temu Trybunał Konstytucyjny ocenił, iż zatrudnianie sióstr wyłącznie na etatach, podczas gdy lekarze mogą pracować także na kontraktach, jest dyskryminowaniem tej pierwszej grupy. Daje to rządowi szansę na wybieg: ustępujemy pielęgniarkom i czekamy, aż zakaz zakwestionuje TK. Taka decyzja byłaby jednak bardzo trudna do wytłumaczenia. Sześć lat temu PO walczyła o prawo pielęgniarek do podpisywania umów innych niż umowa o pracę. Trudno uwierzyć, by siostry, w których imieniu wtedy występowała PO, dzisiaj nie wypomniały rządowi, że odchodzi od liberalnych rozwiązań.

Te siostry nie należą do związków, z reguły są młode i dobrze wykształcone. Nie widzą powodu, by godzić się na niższe zarobki w imię "osiągnięcia cywilizacyjnego", jakim jest wypracowanie umów o pracę. Za to są zdeterminowane, zorganizowane nie gorzej niż związki zawodowe i z łatwością nawiązujące kontakty z dziennikarzami.

Za kontraktami murem stoją też dyrektorzy szpitali. To środowisko menedżerów w większości popiera PO, ma ogromny lokalny autorytet i nie zrozumie decyzji sprzecznych z liberalnym kierunkiem reform. Ta niechęć ma też praktyczne podłoże. Pielęgniarek brakuje, a zatrudnienie ich na umowy oznacza stosowanie unijnych przepisów regulujących czas pracy. Gdyby je zastosować do wszystkich pracowników służby zdrowia, braki kadry stałyby się jeszcze bardziej dotkliwe.

Rząd nie może zatem ustąpić. Ale czy uda mu się uniknąć wizerunkowych strat? Protestuje przecież środowisko, które przyczyniło się do wygranej PO w 2007 r.  A mało co tak rozpala opinię publiczną jak temat kłopotów służby zdrowia.