Po śmierci prezydenta pozostało w niej już tylko samo zło – opętany mrokami nienawiści ciemny aspekt osobowości, którego już nie równoważy ciepło, mądrości i ludzka życzliwość jasnej strony. Dopiero po roku uświadomiłem sobie, ile straciliśmy wraz ze śmiercią prezydenta Kaczyńskiego, i jak, pomimo fizycznego podobieństwa, inną postacią był prezydent Lech Kaczyński od swojego brata prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Bez swojej dobrej strony postać, o której pisze staje się niepełna, wręcz ułomna.

Surmaczynski krytykuje też Jarosława za to, że nie usunął się w polityczny niebyt, nie odszedł z polityki.

Gdyby wraz ze śmiercią brata Jarosław Kaczyński usunął się na polityczną emeryturę i pozwolił ludziom z otoczenia Prezydenta Kaczyńskiego kontynuować politykę tragicznie zmarłego brata, okazałby wielkość, na którą widocznie go nie stać. Zamiast tego próbuje zdestabilizować Polskę, czym zaprzecza kompletnie polityce Lecha Kaczyńskiego udowadniając, że pomimo, że jest bratem bliźniakiem zmarłego prezydenta, w swojej polityce jest jego zupełnym przeciwieństwem i zaprzeczeniem.

Surmaczyński uważa, że Jarosław niszczy pamięć o swoim śp. bracie i zaprzepaszcza wszystko, co jego brat osiągnął. Zaiste, to jakaś nowa politologia.? Ale i nie pierwszy przypadek, gdy na szacunek zasługują jedynie ci, którzy z PiS wyszli. Tak było z ocenami Marka Jurka, Ludwika Dorna czy Joanny Kluzik-Rostkowskiej. W przypadku Lecha Kaczyńskiego musiał upłynąć rok od śmierci, by Piotr Surmaczyński zrozumiał, że sie mylił w jego ocenach.