Nie znaczy to bynajmniej, że projekt zaostrzenia ustawy aborcyjnej mi się podoba. Nie podoba mi się, przeraża mnie nonszalancja, z jaką podpisani pod projektem posłowie chcą zakazać aborcji w sytuacjach tak skrajnych, z jaką musiała się zmierzyć kilka lat temu Agata Mróz. Wszyscy kibicowaliśmy jej wtedy w heroicznej, ostatecznie przegranej, walce z rakiem, ale nie wyobrażam sobie, żeby państwo mogło kogokolwiek zmuszać do wybrania cudzego życia ponad swoje. A w którymś momencie taki wybór miała Agata. Podziwiam ją, ale gdyby ostatecznie wybrała inaczej, poszła za radami niektórych lekarzy i usunęła ciążę, przyspieszając swoje leczenie, nie byłabym w stanie nazwać jej morderczynią. W takim przypadku trudno nie uznać aborcji za działanie w obronie własnej, a tę nawet obecne prawo dopuszcza. Strach pomyśleć, co będzie, jeśli się za jego poprawianie wezmą posłowie oczekujący od każdego bezwzględnego poświęcenia swojego życia, nawet w sytuacji najbardziej ekstremalnej z możliwych.
To jednak zupełnie inna kategoria niż to o czym z taką lekkością mówi Niesiołowski. Zaskakuje mnie lekkość, z jaką wszystkie strony sporu o aborcję podchodzą do tematu. Ciekawe czy feministyczne środowiska proaborcyjne zastanawiają się czasami, jakie są długofalowe konsekwencje prowadzenia proaborcyjnej kampanii pod hasłem "Mój brzuch, moja sprawa” i przekonywania, że aborcja to nic nie znaczący zabieg, coś jak obcinanie paznokci. I komu taka retoryka służy. Bo moim zdaniem najbardziej mężczyznom, pozbawiając kobiety chcące urodzić dzieci prawa, by wymusić na swoich partnerach współodpowiedzialność za nie. Jeśli aborcja to nic, zabieg bezpieczny i nie pozostawiający śladu w psychice, to każdy mężczyzna może powiedzieć „Twój brzuch, twoja sprawa”, traktując opory partnerki przed wygodnym, szybkim i tanim rozwiązaniem problemu jako fanaberie, które jego właściwie dotyczyć nie powinny.
Sądząc po lekturze samopomocowych forów dla kobiet po aborcji, jest to ogromna trauma, często ślad na całe życie. Dopóki aborcja jest postrzegana jako poważna, ekstremalna ingerencja w życie kobiety i dziecka, jako zabójstwo po prostu, dopóty kobiety są jakoś tam chronione przed męskimi oczekiwaniami, że w razie czego problem się łatwo rozwiąże. Środowiska proaborcyjne robią jednak co mogą, żeby kobiety chcące urodzić dzieci, lub choćby wahające się, pozbawić ostatniego argumentu w sporze z partnerem lub rodzicem (patrz: przypadek Agaty z Lublina, na której matka i opinia publiczna wymusiły aborcję, której wcale nie chciała).