Zbigniew Hołdys: Polska to nie są klocki dla cwaniaczków

Zbigniew Hołdys znowu komentuje polską scenę polityczną. W felietonie we „Wprost” pochyla się nad tzw. spadochroniarzami

Publikacja: 12.09.2011 15:51

Zbigniew Hołdys: Polska to nie są klocki dla cwaniaczków

Foto: W Sieci Opinii

Hołdys podaje przykład Joanny Senyszyn:

Pani Senyszyn, mieszkanka Gdańska, postanowiła więc wystartować w wyborach do europarlamentu jako kandydatka SLD z Krakowa. Nigdy wcześniej tam nie mieszkała, nie znała lokalnych problemów ani potrzeb. Nie wiem nawet, czy znała choćby z nazwiska któregokolwiek z lokalnych działaczy SLD, którzy tam przez lata zasuwali na reputację swojej partii.

Przywołuje swoją rozmowę z posłanką SLD:

Gdy zapytałem wówczas panią Senyszyn, czy nie widzi zgrzytu w tym, że startuje z ziemi dla niej obcej i poniekąd dla jaj, odpowiedziała, że absolutnie nie i rzuciła właśnie przykładem Stokłosy, a na koniec, puszczając oko, dodała konfidencjonalnie: „Właśnie kupiłam mieszkanie w Krakowie, więc jakby co, wszystko się zgadza".

Komentarz Hołdysa nie ominął innego kandydata SLD, który sam siebie nazywa marynarzem:

Nie mam pretensji do pani Senyszyn, bo nie ona stworzyła ten mechanizm i nie ona jedna uprawia ten proceder. Jej partyjnemu koledze Leszkowi Millerowi, mieszkańcowi Warszawy aż podskakują watówki na ramionach, gdy ze śmiechem wyjaśnia, że kandyduje z Gdańska, bo był kiedyś w łodzi podwodnej.

Autor zapowiada, że nie będzie głosować na osoby kandydujące w miejscach, z którymi nie mają nic wspólnego.

Dlatego niniejszym zapowiadam, choć mój głos wątły, że tak jak to czynię od wielu lat, tak będę czynił nadal, gdyż mi inaczej rozum nie pozwala: będę występował przeciwko posłom spadochroniarzom, zrzutom wszelkiej maści, cwaniakom przywiezionym w teczkach i narzuconym przez partyjnych bonzów. Polska to nie jest zestaw klocków lego do zabawy dla kilku cynicznych cwaniaczków.

Wymienia kolejne osoby, które jego zdaniem nie powinni kandydować z miejsc do których zostali wysłani:

Musimy zacząć pamiętać o tym, że pani Kempa nie jest wysłanniczką Kielc, tylko wystrzeloną w serce tego miasta strzałą zatrutą kurarą. Że kandydat z Warszawy Janusz Palikot z żadnej Warszawy nie jest, jego partyjny zaś kolega Robert Leszczyński, który sporo o Warszawie wie, bo tu mieszka i działa, nie jest delegatem Olsztyna, tylko surrealistyczną podszywką. Że Władysław Kozakiewicz nie mieszka w Warszawie, tylko w Niemczech i powinien startować do Bundestagu, a nie do polskiego parlamentu. I że Donald Tusk mieszka w Sopocie, a tylko pracuje w Warszawie, i to sopocianie powinni określić, czy są z niego dumni i pragną, by nadal wypełniał ich posłannictwo w stolicy.

Nieczęsto zgadzamy się ze Zbigniewem Hołdysem, ale tym razem jego felieton ma sens (może dlatego, że autor unika słów na "ch"). Do Sejmu z określonych okręgów powinni kandydować lokalni działacze, którzy znają problemy regionu. Cóż zdziałać dla Gdyni może Leszek Miller, a dla Krakowa Joanna Senyszyn?

Hołdys podaje przykład Joanny Senyszyn:

Pani Senyszyn, mieszkanka Gdańska, postanowiła więc wystartować w wyborach do europarlamentu jako kandydatka SLD z Krakowa. Nigdy wcześniej tam nie mieszkała, nie znała lokalnych problemów ani potrzeb. Nie wiem nawet, czy znała choćby z nazwiska któregokolwiek z lokalnych działaczy SLD, którzy tam przez lata zasuwali na reputację swojej partii.

Pozostało 86% artykułu
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Tomasz Szmydt napuszczony na polską ambasadę w Mińsku. Dlaczego Aleksandr Łukaszenko to robi?
Publicystyka
Sondaż: Komisja ds. badania wpływów rosyjskich dzieli Polaków. Wyborcy PiS przeciw
Publicystyka
Jerzy Haszczyński: Polska była proizraelska, teraz głosuje w ONZ za Palestyną
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Czy sprawa sędziego Tomasza Szmydta najbardziej zaszkodzi Trzeciej Drodze i Lewicy?
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Jarosław Kaczyński podpina się pod rolników. Na dłuższą metę wszyscy na tym stracą