Latynoskie porachunki z dyktaturą

Skazani wojskowi skarżą się, że o ich losach decydują byli lewicowi partyzanci

Publikacja: 30.10.2011 19:50

W Urugwaju winy wojskowych z lat 1973 – 1985 miały się przedawnić 1 listopada. Lewicowy rząd do tego nie dopuścił. Czyny, wcześniej uznane za przestępstwa pospolite, podniesiono do rangi zbrodni przeciwko ludzkości, które można będzie ścigać w nieskończoność.

Prezydentem Urugwaju jest José Mujica, założyciel Tupamaros, najsłynniejszej partyzantki miejskiej Ameryki Łacińskiej. Organizacja oparta na ideologii marksistowsko-leninowskiej wypowiedziała w latach 60. wojnę kapitalizmowi i burżujom. Ma na sumieniu napady na banki, kasyna i arsenały, porwania dla okupu i zabójstwa. Pucz z 1973 roku był reakcją na terror, potępiany nawet przez komunistów.

Mujica trafił do więzienia, opuścił je zaś dzięki powszechnej amnestii po przywróceniu demokracji, z której skorzystali także wojskowi. Teraz uznano ją za niebyłą, co nie znaczy, że do więzień wrócą byli towarzysze broni prezydenta. Przynajmniej nie teraz, bo w rządzonych przez lewicę krajach Ameryki Łacińskiej, które poczyniły w ostatnich latach wielkie postępy w rozliczaniu prawicowych dyktatur, nie wypada nawet napomykać, że rzeczywistość nie była aż tak czarno-biała.

W Argentynie, gdzie liczbę ofiar rządów wojskowych (1976 – 1983) szacuje się nie na 200 osób jak w Urugwaju, ale na 30 tysięcy, setki oficerów i urzędników winnych zabójstw, tortur i uprowadzeń usłyszało już wyroki. Często dożywocia, jak oprawcy z ośrodka tortur w szkole wojskowej w Buenos Aires. Do zniesienia ustaw amnestyjnych z 1990 roku doprowadził nieżyjący już peronistowski prezydent Nestor Kirchner (2003 – 2007).

Mimo wielkiej liczby ofiar oraz jeżących włos na głowie opowieści o ludziach zrzucanych z samolotów do rzeki La Plata, miejscach kaźni i dzieciach oddawanych do adopcji zabójcom ich matek, nie brak Argentyńczyków przekonanych, że „brudna wojna" w ich kraju nie była starciem aniołów z demonami. Rodzina sekretarza centrali związkowej CGT José Inacia Rucciego, zastrzelonego w 1973 roku w drzwiach własnego domu w Buenos Aires (dostał 23 kule), próbuje zmusić przywódców związanej początkowo z peronistami partyzantki miejskiej Montoneros, by przyznali się do tej zbrodni. Idzie jej jak po grudzie.

Także Międzyamerykański Trybunał Praw Człowieka zdaje się ulegać legendzie romantycznych guerrilleros. Żądając od Brazylii ścigania członków aparatu państwa za egzekucje i tortury dokonywane w latach 1964 – 1985, uznał je za zbrodnie przeciwko ludzkości niepodlegające przedawnieniu ani amnestii.

Zarazem orzekł, że amnestia, która zwolniła Brazylijczyków od odpowiedzialności za czyny „popełniane z pobudek politycznych", jak najbardziej przysługuje lewicowym partyzantom, którzy walczyli z tym państwem.

Brazylia długo opierała się latynoskiej fali rozliczeń, pewnie dlatego, że represje nie były tam tak brutalne jak w innych krajach i nie miały takiej skali, a wojskowych popierała duża część społeczeństwa.

Jednak po latach sporów Kongres przyjął ustawę, która pozwoli zbadać naruszanie praw człowieka za ich rządów. Wciąż obowiązuje amnestia, ale jak pokazał przykład innych krajów, takie gwarancje nie są nic warte. A prezydent Dilmę Rousseff trudno podejrzewać o sympatię dla wojskowych: w młodości angażowała się w działalność walczących z nimi lewicowych organizacji.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości