Budapeszt w Warszawie już był. W roku 2005, kiedy prawica rzeczywiście wzięła wszystko. Wtedy język, którym ludzie opisywali rzeczywistość, był z gruntu PiS-owski. Napisałem wtedy taki tekst, w którym po raz pierwszy padł termin „kaczyzm”. Tak jak pan Jourdain nie wiedział, że mówi prozą, tak bardzo wielu ludzi niechętnych Kaczyńskiemu nie wiedziało w 2005 roku, że opisując rzeczywistość, mówi jego językiem. To był klucz do jego zwycięstwa, a nie spoty z lodówką. Dziś mógłby wymyślić pięć tysięcy spotów, ale nie ma tych emocji?–?jego język jest niezrozumiały, właśnie węgierski. Ludzie nie wiedzą, o czym on do nich mówi. I w tym sensie będzie teraz Budapeszt w Warszawie, że Kaczyński będzie mówił coraz bardziej po węgiersku. Inna sprawa, że taka gwałtowna przemiana, mocne polityczne odbicie jak na Węgrzech Orbana, może jeszcze w Polsce nastąpić. Ale wcale nie jest powiedziane, że jego beneficjentem nie będzie na przykład Palikot.
O sukcesie posła z Biłgoraja mówi:
Przepis na partię Palikota wyglądał tak, że zebrało się kilku biznesmenów, którzy byli w stanie sfinansować kampanię i paru ekscentryków ideologicznych. Znamienne dla mnie jest to, że u Palikota jest Biedroń, a na listach SLD był Krystian Legierski. Biedroń jest znany z tego, że jest działaczem gejowskim, a od niedawna również z tego, że jako poseł i doktorant politologii nie ma pojęcia, co to jest Konwent Seniorów?–?a Legierski jest też przedsiębiorcą, człowiekiem, który zajmuje się kulturą, radnym Warszawy. To jest facet, który ma doświadczenie i w polityce, i w samorządzie. W zasadzie rozumiem, że można głosować na Legierskiego. Natomiast głosowanie na Biedronia jest głosowaniem na co? Na inność seksualną? Bądźmy szczerzy: partia ściśle antyklerykalna ma szanse w Polsce na maksimum dwa i pół procent. Bo to się eksponuje. Dzisiaj jest socjaldemokratycznym antyklerykałem, ale kto wie, jakie poglądy będzie miał za trzy lata.