Zuzanna Dąbrowska: Słychać wycie. Znakomicie?

Język internetowych trolli śmiało wkroczył do polityki. I nie chodzi o to, że ktoś rzuci grubym słowem. Oskarżenie ma być tak absurdalne i krzywdzące, by zastraszyć.

Aktualizacja: 10.05.2021 22:25 Publikacja: 09.05.2021 21:00

Włodzimierz Czarzasty w rozmowie z Krzysztofem Śmiszkiem i Joanną Scheuring-Wielgus.

Włodzimierz Czarzasty w rozmowie z Krzysztofem Śmiszkiem i Joanną Scheuring-Wielgus.

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Do niedawna w mediach społecznościowych farmy trolli pojawiały się z prawej strony, a anonimowi hejterzy robili wszystko, by nadać jak najostrzejszy ton debacie. W strumieniu inwektyw i najdziwaczniejszych oskarżeń wymiana argumentów nie jest możliwa – i o to właśnie chodzi. Potem pod ten język i sposób funkcjonowania zaczęli podłączać się politycy i inne osoby związane z władzą. A kiedy ktoś protestował, by nie używać takiego języka – padało pełne satysfakcji stwierdzenie tytułowe: „Słychać wycie? Znakomicie!". A reszta trolli rzucała się na nieszczęśnika, przypominając publicznie wszystkie jego grzechy do piątego pokolenia wstecz. Używał tej dewizy poseł Dominik Tarczyński, używał wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik, felietoniści „Gazety Polskiej" i „Sieci", posłanka (wówczas) Krystyna Pawłowicz i wiele innych osób. Sformułowanie miało dyskredytować przeciwnika, ośmieszać i zamieniać w szczebelek do celu – ugodzenia przeciwnika.

Ten ton i sposób myślenia stał się w Polsce dominujący w politycznych przepychankach – najpierw na Twitterze, a potem na Facebooku. Osoby związane z opozycją w podobny sposób zaczęły bowiem odpowiadać. Dyskusję w mediach społecznościowych udało się przenieść do rynsztoka, a przez to – unieważnić.

Ale to nie koniec. Ludzie władzy i ludzie opozycji zadawali sobie ciosy, z których trafiał może co dziesiąty. Trudno bowiem przejmować się nonsensownymi oskarżeniami kogoś, kogo się nie szanuje i nie lubi. Można za to się celnie odwinąć – i zabawa trwa.

Kiedy jednak do konfliktu doszło w łonie opozycji, okazało się, że ten sam język i sposób widzenia świata można stosować wobec kogoś, kto jeszcze do niedawna był kolegą lub koleżanką. Do boju ruszyli więc politycy – Radosław Skorski, Bartłomiej Sienkiewicz, publicyści – Tomasz Lis, prof. Magdalena Środa, a w końcu przewodniczący Borys Budka. Padały oskarżenia o: zdradę, kolaborację, czerwony ekstremizm, o to, że Czarzasty chciał zaistnieć, a prof. Środa dodała nawet kilka ciepłych słów o „partnerce Czarzastego, która gotowa jest zabić (wszystkie kobiety), byle tylko jej facet zyskał uznanie". Ot, taki mały towarzyski donosik.

Efekt? Podczas konferencji w Olsztynie przewodniczący Czarzasty oświadczył, że ten, kto nie rozumie lewicy, jest głupią... A posłanka lewicy Beata Maciejewska na antenie wypomniała posłance KO Barbarze Nowackiej mieszkanie w Śródmieściu Warszawy za kilka milionów, dobrze wiedząc, że była koleżanka odziedziczyła je po dziadkach. Wycie rozległo się wszędzie.

Teraz Jerzy Skoczylas obraża Jacka Żakowskiego, deklarując, że ten za wypowiedź o tym, że lewicę krytykują płatne trolle, „ma u mnie kopa w jaja. Niech się modli do Karola Marksa, żebyśmy się nie spotkali. Skur...." (w oryginale bez kropek). A najbardziej zdumiewające jest to, że wśród komentarzy pod tym wpisem pojawia się uwaga prof. Leszka Balcerowicza: „Nie dziwię się".

Takich wymian epitetów jest mnóstwo. Zmieniło się jedynie to, że ostatnio ciosy wymieniają zagończycy i straże przednie partii, które jeszcze niedawno miały razem iść po władzę. PiS jakoś nie wyje.

Do niedawna w mediach społecznościowych farmy trolli pojawiały się z prawej strony, a anonimowi hejterzy robili wszystko, by nadać jak najostrzejszy ton debacie. W strumieniu inwektyw i najdziwaczniejszych oskarżeń wymiana argumentów nie jest możliwa – i o to właśnie chodzi. Potem pod ten język i sposób funkcjonowania zaczęli podłączać się politycy i inne osoby związane z władzą. A kiedy ktoś protestował, by nie używać takiego języka – padało pełne satysfakcji stwierdzenie tytułowe: „Słychać wycie? Znakomicie!". A reszta trolli rzucała się na nieszczęśnika, przypominając publicznie wszystkie jego grzechy do piątego pokolenia wstecz. Używał tej dewizy poseł Dominik Tarczyński, używał wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik, felietoniści „Gazety Polskiej" i „Sieci", posłanka (wówczas) Krystyna Pawłowicz i wiele innych osób. Sformułowanie miało dyskredytować przeciwnika, ośmieszać i zamieniać w szczebelek do celu – ugodzenia przeciwnika.

Publicystyka
Flieger: Historia to nie prowokacja
Publicystyka
Kubin: Europejski Zielony Ład, czyli triumf idei nad politycznymi realiami
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny