Eurolista ma w zamierzeniu symbolizować europejską jedność. Może warto sprawdzić, jak to mogłoby wyglądać w praktyce. Można policzyć ewentualny podział wspólnej puli 25 mandatów w oparciu o takie założenia:
- głosy na listy poszczególnych grup politycznych padają w każdym z krajów w takich proporcjach, w jakich te grupy zdobyły mandaty w danym kraju w 2009 (np. w Polsce głosy na EPP to i głosy na PO, i na PSL),
- na liście każdej grupy jest jeden kandydat z każdego kraju,
- głosowanie przewiduje wskazywanie kandydata, a mieszkańcy każdego kraju wskazują swojego,
- głosy na grupę sumuje się w całej Unii i następnie rozdziela mandaty - najpierw pomiędzy listy, potem w obrębie listy.
Zróżnicowanie ludności, frekwencji i układów na scenie politycznej prowadzi do sytuacji tylko niewiele odbiegających od przewidywań z wcześniejszych notek. W szczegółach wygląda to tak:
- Belgia - 2
- Francja - 3
- Grecja - 2
- Hiszpania - 2
- Niemcy - 5
- Polska - 1
- Portugalia - 1
- Rumunia - 1
- Węgry - 1
- Wielka Brytania - 3
- Włochy - 4
Jeśli chodzi o symbolikę, to pomysł wręcz genialny - na 27 krajów, 16 zostaje wykluczonych z podziału takiej puli. Lecz co tam - w końcu są zamieszkiwane tylko przez co szóstego mieszkańca "Stanów Zjednoczonych". Niemniej, zachęcałbym ministra Sikorskiego, by już zaczął przygotowywać wystąpienie na forum duńskiego, szwedzkiego lub czeskiego parlamentu. Wystąpienie, w którym - na drugi dzień po wyborach - wyjaśniłby symboliczną rolę eurolisty i jej fundamentalne znaczenie dla budowania europejskiego poczucia tożsamości. Nie ma wątpliwości, że - podobnie jak w przypadku Holandii, Łotwy czy Słowenii - taki wynik wyborów zostałby przyjęty w tych krajach ze szczerym entuzjazmem.
Gdy premier w expose obrazował europejskie dylematy, mówiąc, że można być albo przy stole, albo w karcie dań, to pominął najwyraźniej jeszcze jedną opcję. Można wszak dania z karty serwować tym przy stole. Tak właśnie wypada ocenić pomysł eurolisty. Polska ani na tym nie straci, ani nie zyska bezpośrednio. Popierając jednak taką ideę, poda na tacy interesy małych krajów krajom dużym. Nie wpadając w histerię wypada rzeczowo spytać - po co?