Zdzisław Krasnodębski: To obywatele muszą powiedzieć "nie"

Profesor Uniwersytetu w Bremie postuluje oddzielenie ludzi łatwowiernych, którzy zaufali Tuskowi i Platformie, od tych, którzy odpowiadają politycznie za tragedię i za śledztwo smoleńskie, a także dziennikarzy, którzy rozpowszechniali fałszywe wersje

Publikacja: 24.01.2012 09:11

Zdzisław Krasnodębski: To obywatele muszą powiedzieć "nie"

Foto: W Sieci Opinii

Zdzisław Krasnodębski dostrzega, że "trwają rozgrywki wewnątrz aparatu państwowego":

W przypadku wymiaru sprawiedliwości cała sprawa jest chyba wymierzona przeciwko Seremetowi. W obozie władzy trwa walka frakcyjna, istnieją napięcia między Pałacem Prezydenckim a premierem. Ale szanse na zmianę leżą gdzie indziej - głównie po stronie obywateli. To oni mogą powiedzieć "nie".

W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" zauważa:

Niestety, nas, polskie społeczeństwo, wychowywano w ten sposób przez dwadzieścia lat. Widać tu lęk przed samodzielnością polityczną i gospodarczą, przed narażeniem się, przed konfliktem z silnymi, a także chęć utrzymania stabilizacji, skromnego dobrobytu, którego się dopracowaliśmy. W tym upatruję źródło popularności PO, preferowanie polityków miękkich, stwarzających pozór ludzi przyjemnych, niekonfliktowych, rzeczowych.

W związku z tym podkreślanie takich działań jak węgierskie jest odbierane w Polsce jako zagrożenie dla naszej "małej stabilizacji". Podobnie odbierana jest tragedia smoleńska. Wypieramy ją ze świadomości, podobnie jak inne alarmowe sygnały, które do nas docierają. Więcej - ludzie, którzy o tym mówią, budzą agresję, ponieważ zakłócają błogi spokój. Tylko że sytuacja ogólna, o której mówiłem, sprawia, że postawa odsuwania od siebie rzeczywistości jest coraz trudniejsza do utrzymania.

Reklama
Reklama

Profesor podkreśla też liczne kalki peerelowskich wzorców. Jak wówczas, tak i dziś "władza jest skonsolidowana w jednych rękach".

Wszystko zależy zatem od odwagi, podmiotowości, poczucia wolności i godności narodowej. Niestety, znaczna część społeczeństwa została w jakiś dziwny sposób uwikłana psychologicznie.

Spotykam ludzi inteligentnych i wykształconych, którzy chcą wierzyć w to, że prezydent Lech Kaczyński poprzez gen. Błasika wywierał nacisk na pilotów lub że samolot rozbił się o "pancerną brzozę". To wszystko zostało doprowadzone do absurdu. Część Polaków została wprowadzona w psychologiczny mechanizm, który nie pozwala im wyjść z tego wszystkiego z twarzą, tzn. powiedzieć sobie: "Myliliśmy się". W gruncie rzeczy oznaczałoby to, że musieliby oni zmienić ogląd całej sytuacji w Polsce, sił politycznych...

I siebie.

Oczywiście, że tak. Dlatego mój apel do "naszej" strony jest następujący: Pozwólmy im wyjść z twarzą, pozwólmy im się przyznać, że się mylili.

I postuluje:

Reklama
Reklama

Oddzieliłbym ludzi łatwowiernych, którzy zaufali Tuskowi i PO, od tych, którzy odpowiadają politycznie za tragedię i za śledztwo smoleńskie, dziennikarzy, którzy rozpowszechniali fałszywe wersje o awanturze między gen. Błasikiem i majorem Protasiukiem, którzy dopisywali jakieś fałszywe zdania: "Jak nie wyląduję, to mnie zabije" czy "Tak lądują debeściaki".

Demokracja opiera się na odpowiedzialności i ci ludzie z całą pewnością muszą ją ponieść. Już przecież wiemy, że "grube kreski" do niczego dobrego nie prowadzą. Natomiast inaczej powinniśmy traktować zwykłych ludzi, którzy uwierzyli politykom lub jakiemuś prominentnemu funkcjonariuszowi przebranemu za dziennikarza. I do tych osób powinniśmy się zwracać - cierpliwą pracą, organizując spotkania, dyskutując itd.

Tak było w latach 70., kiedy inaczej przecież traktowaliśmy zdezorientowane społeczeństwo, inaczej natomiast lektorów Komitetu Centralnego PZPR. W końcu ludzie przejrzeli na oczy. Wymaga to rozmowy ze społeczeństwem połączonej z krytyką władz, domaganiem się odpowiedzialności i rzeczowym wykazywaniem nieprawdy, którą szerzą media.

Zdzisław Krasnodębski dostrzega, że "trwają rozgrywki wewnątrz aparatu państwowego":

W przypadku wymiaru sprawiedliwości cała sprawa jest chyba wymierzona przeciwko Seremetowi. W obozie władzy trwa walka frakcyjna, istnieją napięcia między Pałacem Prezydenckim a premierem. Ale szanse na zmianę leżą gdzie indziej - głównie po stronie obywateli. To oni mogą powiedzieć "nie".

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Reklama
Publicystyka
Adam Bielan i Michał Kamiński podłożyli ogień pod koalicję. Donald Tusk ma problem
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Publicystyka
Marek Migalski: Dekonstrukcja rządu
Publicystyka
Estera Flieger: Donald Tusk uwierzył, że może już tylko przegrać
Publicystyka
Dariusz Lasocki: 10 powodów, dla których wstyd mi za te wybory
Publicystyka
Marek Kutarba: Czy polskimi śmigłowcami AH-64E będzie miał kto latać?
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama