Reklama

Zagraniczne budowy w czasach PRL

Rozmowa: Tomasz Gruszecki, profesor ekonomii na KUL

Publikacja: 24.03.2012 00:26

Zagraniczne budowy w czasach PRL

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

Rz: Polskie firmy budujące drogi interesują się przetargami w Kazachstanie, Rumunii, na Białorusi, ale i np. w Emiratach Arabskich. W okresie PRL też dużo budowaliśmy za granicą. Czy to się opłacało?

Tomasz Gruszecki: To były oczywiście polityczne inwestycje, w Iraku, Libii, Turcji. Ale ludzie, którzy tam pracowali, zarabiali bardzo dobrze – mieli diety dolarowe. Ale trudno powiedzieć, czy to opłacało się PRL, bo kiedy ceny są sztuczne, to trudno stwierdzić, co się kalkuluje.

A opłacało się to politycznie PRL?

Angażowaliśmy się tylko w krajach będących pod wpływem ZSRR, ale to była przede wszystkim pewna forma wyjścia na świat. Na inny świat otworzyć się przecież nie mogliśmy. Mieliśmy np. bardzo rozwinięty przemysł budowy cukrowni. Dużo było w tym ekspansjonizmu epoki Gierka, ale wtedy grały bardzo różne interesy: kadra średniego szczebla chciała się uniezależnić od central, pracownicy chcieli się na tych dietach dorobić.

Wielu pracowników i inżynierów wspomina lata 70. i 80. głównie przez pryzmat właśnie tych kontraktów.

Reklama
Reklama

Bo to był dla nich bardzo dobry czas. Pamiętajmy, jaki wtedy był kurs dolara na czarnym rynku. Ale to nie przypadek, że to akurat nasze firmy budowały socjalizm w tych krajach. Były bardzo konkurencyjne i mieliśmy też dobrze rozbudowany przemysł maszyn. A w 1981 r. uchwalono ustawę o przedsiębiorstwie państwowym, co wtedy było dużym krokiem naprzód w porównaniu z klasycznym centralizmem ekonomiczo-politycznym.

Dobrze, że nasze firmy zamiast budować w Polsce, budowały za granicą?

To było budowanie pewnych specjalności w naszej gospodarce... Bardzo źle się stało, że nasze dosyć rozwinięte możliwości potem już w gospodarce rynkowej tak mocno podupadły.

Czyli nie wykorzystaliśmy dobrych stosunków z krajami, gdzie tyle budowaliśmy?

Właśnie, wszędzie tam budowaliśmy nie tylko drogi czy cukrownie, ale także bardzo dobry obraz Polski. Do dzisiaj ludzie w tych krajach dobrze nas wspominają i są do nas bardzo pozytywnie nastawieni. To duży atut, z którego, niestety, zupełnie nie skorzystaliśmy.

Rz: Polskie firmy budujące drogi interesują się przetargami w Kazachstanie, Rumunii, na Białorusi, ale i np. w Emiratach Arabskich. W okresie PRL też dużo budowaliśmy za granicą. Czy to się opłacało?

Tomasz Gruszecki: To były oczywiście polityczne inwestycje, w Iraku, Libii, Turcji. Ale ludzie, którzy tam pracowali, zarabiali bardzo dobrze – mieli diety dolarowe. Ale trudno powiedzieć, czy to opłacało się PRL, bo kiedy ceny są sztuczne, to trudno stwierdzić, co się kalkuluje.

Reklama
Publicystyka
Robert Gwiazdowski: Prezydent czy nieprezydent? Śmiech przez łzy
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Andrzej Duda mógł być polskim Juanem Carlosem
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Ultimatum Trumpa? Putin szybko nie zakończy wojny z Ukrainą
Publicystyka
Dziesięć lat od śmierci Jana Kulczyka. Jego osiągnieć nie powtórzył nikt
Publicystyka
Marek Cichocki: Najciemniejsze strony historii Polski
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama