Organizatorzy igrzysk olimpijskich, mundiali czy mistrzostw Europy wydają najpierw ciężkie pieniądze na promocję, potem na przygotowania, a w trakcie tych imprez – na takie przyjęcie kibiców, aby wrócili jako turyści. Akredytowani dziennikarze są traktowani szczególnie. Jeśli będą mieli satysfakcję z pobytu w obcym kraju, to podzielą się nią z czytelnikami, słuchaczami i telewidzami. Dadzą sygnał: warto jechać do tego kraju. Jeśli wyjadą z jakichś powodów niezadowoleni – też o tym poinformują. Sport będzie w tym wypadku bez znaczenia.
W praktyce to wygląda tak: w biurze prasowym wraz z akredytacją jako dziennikarze otrzymujemy torbę pełną materiałów informacyjnych, reklamowych i gadżetów. Reklamowe pochodzą od sponsorów i wyrzucamy je od razu. Długopisy, breloczki, smycze, pendrive'y, notesy, cukierki, szklanki do piwa i
T-shirty zostawiamy. Będą dla nas, dzieci lub kolegów z redakcji. Materiały informacyjne przeglądamy uważnie, bo bywają wśród nich oprócz kuponów na darmowego Big-Maca programy wydarzeń kulturalnych, adresy muzeów, wystaw, przewodniki itp. I najważniejsze: bilety wstępu do tych miejsc lub informacje, że prawo do bezpłatnego wejścia bez kolejki daje nam akredytacja, którą mamy na szyi.
Nie chodzi o pieniądze, tylko oszczędność czasu: nie stoimy w kolejkach do kas. Nie musimy nawet korzystać z tych przywilejów, bo nie zawsze jest na to czas (wszak jesteśmy w pracy). Ale mistrzostwa Europy nie są organizowane tylko dla 31 meczów, ale dla czegoś więcej, co znajduje się poza stadionami.
Przed czterema laty, w Austrii mogłem wejść na tych zasadach bodaj do wszystkich wiedeńskich muzeów i galerii, a nawet na pokaz hiszpańskiej szkoły jazdy. W meksykańskim Palacio des Bellas Artes obejrzałem występ zespołów folklorystycznych. Mogłem też polecieć na wycieczkę do Cancun. W roku 1986 było jeszcze nieznane i Meksykanie postanowili pokazać je dziennikarzom z całego świata. Dobrze na tym wyszli. W Niemczech (mundial 2006) i w Austrii (Euro 2008) dziennikarze mogli bezpłatnie korzystać z przejazdu kolejami w I klasie. Koreańczycy (mundial 2002) nie tylko otworzyli przed kibicami i dziennikarzami z całego świata drzwi swoich domów, ale zadbali, aby każdy wrócił do domu z wytworami sztuki ludowej. To nieprawda, że kibiców i dziennikarzy obchodzą tylko mecze. Z wieloma rano spotykałem się w muzeum, a wieczorem na stadionie.