Doctor honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego na łamach "Rzeczpospolitej" pytany przez Adama Tycnera, czy to, co się czasem dzieje na stadionach, można uznać za reprezentatywne dla całego państwa, odpowiada:
Nie, ale wy jesteście bacznie obserwowani, bo to u was Niemcy dokonali swoich zbrodni. Choć we Francji Żydzi giną na ulicach, to świat uważniej patrzy na Polskę. Patrzy na nią przez mikroskop. Kiedy na polskim stadionie pojawia się napis „Arbeit macht frei”, to wiadomość o tym wydarzeniu błyskawicznie obiega świat. Jeden okrzyk „Żydzi do gazu” niszczy mozolne polskie starania.
Często pan przyjeżdża do Polski. Miał pan osobiście do czynienia antysemityzmem?
Obraził mnie kiedyś Szymon Majewski. W jego programie aktor, który mnie parodiował, miał przyczepiony długi nos i deklarował, że wykupi polskie kamienice za izraelskie pomarańcze. To był prymitywny antysemityzm. Natychmiast zareagowałem na ten skandaliczny występ. To bardzo ważne, żeby odpowiedź na zniesławienie pojawiła się szybko. Kiedyś na warszawskim murze zauważyłem napis „Kwaśniewski to Żyd”. Kilka dni później ktoś dopisał: „I co z tego, rasisto?”. To była szybka i celna riposta. Podobną strategię zalecam polskiemu rządowi. Takich spraw nie wolno zostawiać. Brytyjscy chuligani mają niejedno na sumieniu. Można to Anglikom łatwo wypomnieć.
Były ambasador Izraela zauważa: