Wszy­scy prze­ciw­ko Niem­com – w ta­ki spo­sób me­dia na­szych są­sia­dów pod­su­mo­wu­ją licz­ne ape­le pod ad­re­sem Ber­li­na, aby zre­zy­gno­wał w koń­cu z bez­sen­sow­ne­go opo­ru i przy­stą­pił ener­gicz­nie do ak­cji ra­tun­ko­wej stre­fy eu­ro. Po­my­sły ra­tun­ko­we od­rzu­ca rząd An­ge­li Mer­kel. Za­rów­no po­mysł wspól­nych ob­li­ga­cji stre­fy eu­ro, jak i unię ban­ko­wą oraz pro­jekt swe­go ro­dza­ju eu­ro­pej­skie­go pak­tu dłuż­ne­go. Ber­lin jest zde­cy­do­wa­ny strzec wła­snej ka­sy.

– Nie chce­my być fi­nan­si­sta­mi Eu­ro­py – mó­wi do­bit­nie Re­iner Brüder­le, je­den z li­de­rów FPD, part­ne­ra ko­ali­cyj­ne­go CDU/CSU. Tak brzmią­cej de­kla­ra­cji po­li­tycz­nej nie chce i nie mo­że zło­żyć An­ge­la Mer­kel. Nikt nie ma jed­nak wąt­pli­wo­ści, że my­śli do­kład­nie tak sa­mo, wsłu­chu­jąc się w głos swe­go na­ro­du. Dwie trze­cie oby­wa­te­li nie chce nic sły­szeć o wy­cią­ga­niu za uszy Gre­ków czy Hisz­pa­nów.

– Od­bu­do­wa wscho­du (czy­taj: by­łej NRD) kosz­to­wa­ła nas 1,5 – 2 bln eu­ro, a miesz­ka tam 17 mln osób. Ile mo­gła­by nas kosz­to­wać po­moc 300 milionom? – py­ta Thi­lo Sar­ra­zin, by­ły czło­nek za­rzą­du Bun­des­ban­ku i au­tor po­czyt­ne­go obec­nie dzie­ła „Eu­ro­pa nie po­trze­bu­je eu­ro" (Eu­ro­pa braucht den Eu­ro nicht). – Od Wall Stret po­przez lon­dyń­skie Ci­ty, a na pre­zy­den­cie USA skoń­czyw­szy wy­wie­ra się na­ci­ski w na­dziei, aby do­brać się do nie­miec­kich pie­nię­dzy – mó­wi Hans-Wer­ner Sinn, szef pre­sti­żo­we­go mo­na­chij­skie­go in­sty­tu­tu go­spo­dar­cze­go IFO.

W Ber­li­nie nikt te­go nie chce z wy­jąt­kiem post­ko­mu­ni­stycz­nej le­wi­cy oraz ugru­po­wa­nia Zie­lo­nych wspie­ra­ją­cych po­mysł eu­ro­obli­ga­cji. Śro­do­wi­ska pra­wi­co­we my­ślą tak, jak przed­sta­wił to Sar­ra­zin na ła­mach kon­ser­wa­tyw­nej „Frank­fur­ter Al­l­ge­me­ine Ze­itung", mó­wiąc o „bez­czel­nych an­glo­sa­skich part­ne­rach łą­czą­cych żą­da­nia nie­miec­kich pie­nię­dzy z od­po­wie­dzial­no­ścią Nie­miec za ka­ta­stro­fę II woj­ny świa­to­wej". Czy nie­miec­ka go­spo­dar­ka nie ob­ło­wi­ła się jed­nak na eks­por­cie swych pro­duk­tów do za­gro­żo­nych obec­nie ban­kruc­twem kra­jów po wpro­wa­dze­niu eu­ro, co umoż­li­wi­ło im za­cią­ga­nie ta­nich kre­dy­tów? Więk­szość nie­miec­kich eko­no­mi­stów i po­li­ty­ków jest zda­nia, że na­wet gdy­by tak by­ło, nie moż­na ocze­ki­wać obec­nie od Ber­li­na, że weź­mie na swe bar­ki cię­żar, z któ­rym so­bie nie po­ra­dzi.

Czy Niem­cy zdo­ła­ją się jed­nak oprzeć zma­so­wa­nym na­ci­skom? Na to wy­glą­da. Przy­naj­mniej na ra­zie. An­ge­la Mer­kel sta­je za nie­co po­nad rok do wy­bo­rów i zna ocze­ki­wa­nia wy­bor­ców. W tej sy­tu­acji co­raz czę­ściej po­ja­wia­ją się opi­nie, że stre­fa eu­ro mo­gła­by funk­cjo­no­wać bez Gre­cji czy na­wet Hisz­pa­nii. Nikt nie wie, jak dłu­go. Jed­no jest pew­ne. Naj­gor­sze dla Nie­miec skut­ki miał­by upa­dek wspól­nej wa­lu­ty. Jak ob­li­czył In­sty­tut Go­spo­dar­ki Świa­to­wej z Ki­lo­nii, kosz­to­wa­ło­by to w su­mie 1,5 bln eu­ro, z cze­go je­dy­nie 100 mld miał­yby wy­nieść stra­ty z ty­tu­łu za­an­ga­żo­wa­nych środ­ków w ra­to­wa­nie eu­ro. Resz­ta to stra­ty sys­te­mu ban­ko­we­go.