Mój nauczyciel fizyki mawiał, że „fizyka kształtuje mięśnie mózgu", podobnie matematyka. Wykształcenie ogólne buduje grunt pod wiedzę szczegółową. Bez opanowania logiki nie jesteśmy w stanie napisać dobrego reportażu, a bez elementarnej znajomości literatury, metaforyki, skutecznie nie wytłumaczymy pacjentowi, co mu dolega.
Liceum nie uczy już wysławiania się?
Uczyło, gdy było małą akademią, która dawała naprawdę szerokie wykształcenie. Nie każdy był w stanie je opanować, więc do liceów szli tylko najlepsi uczniowie. Kolejna selekcja była na studiach i człowiek z dyplomem należał już do elity elit. Jednak reszta miała alternatywę # oni kończyli zawodówki i pracowali potem w zakładach rzemieślniczych. Ale kto dziś naprawia zegarki, obciąga guziki, kto wszywa zamki? Nikomu nie potrzeba już grawerów czy modystek. Wszystkie produkty przychodzą do nas taniej z Chin i Tajwanu. Lokalni przedsiębiorcy więc zbankrutowali, a wraz z nimi odeszły i szkoły zawodowe.
Ale dlaczego dzisiejsze licea nie kształcą już na tak wysokim poziomie?
Bo masowy uczeń nie jest w stanie sprostać tak wysokim wymaganiom intelektualnym. Poprawność polityczna nie pozwala jednak, by tylko 30 proc. uczniów zdawało egzaminy, więc obniżono poziom matury. Licealiści lądują potem, niejako z musu, na studiach, bo nie ma dla nich pracy, więc to taka edukacja zastępcza, a nie wyższa. Tylko że bycie studentem daje im pewien status, a wtedy oczekują oni zniżek, stypendiów i tego, że edukacja będzie bezpłatna itd. Część studentów oczywiście na siebie zarabia, innych utrzymują rodzice, ale i ci mają różne roszczenia. Masowość prowadzi do degeneracji systemu. To zaś prowadzi do braku zaufania pracodawców do dyplomów, co skutkuje tym, że ludzi po studiach i tak zatrudnia się na najniższych stanowiskach i najwyżej potem się ich awansuje, jeśli naprawdę coś potrafią.
Ci, którzy skończyli dobre studia, chyba więc sobie poradzą.
Wystarczy dokładnie przyglądać się dyplomom: kto absolwenta uczył, jakie miał oceny, o czym pisał prace itd. Gdybyśmy tak czynili, to okazałoby się, że ludzi z wyższym wykształceniem jest zdecydowanie mniej, niż oficjalnie się twierdzi, bo rynek sam by pokazał, które dyplomy są prawdziwe, a których miejsce jest w koszu.
Do kosza nadają się dyplomy z uczelni prywatnych?
To nie takie proste. Na wielu uczelniach prywatnych też pracują wybitni profesorowie i świetnie wykładają. Ministerstwo stara się wyrównać poziom do najlepszych, stawiać na nauczanie wiedzy praktycznej, tworzyć na siłę konkurencję między uczelniami, ale dobrych uczelni nie stworzy się za pomocą takich sztuczek. To takie magiczne myślenie: wprowadźmy więcej biurokracji i akademicy będą lepiej uczyć.
A co znaczy to „lepiej"?
Zadaniem uczelni wyższej powinno być uczenie poszukiwania prawdy. To prawda jest istotą, posłaniem i misją nauki. Dobra uczelnia musi dawać nie tylko potrzebną wiedzę, ale także pewien potencjał rozwojowy. Marne uczelnie dają tylko wiedzę i nic poza tym, nie dają impetu, kopa rozwojowego. Co prawda przepływa się rzekę z tą uczelnią, ale pływać potrafi się tylko w tej konkretnej rzece, a dobra szkoła uczy pływać w każdym zbiorniku wodnym. Uczelnia nie nauczy wszystkiego, dlatego nie wierzę w sens położenia nacisku na wiedzę praktyczną. Moim zdaniem naprawdę nie ma nic bardziej praktycznego niż dobra teoria.
Aleksander Nalaskowski - pedagog, profesor nauk humanistycznych, były dziekan Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu. W 1989 roku założył eksperymentalne liceum Szkoła Laboratorium, którego jest dyrektorem.