Konferencja w warszawskim hotelu Polonia zorganizowana przez Andrzeja Celińskiego, od niedawna lidera niszowej Partii Demokratycznej, była bardziej wydarzeniem towarzyskim niż politycznym.
Na zaproszenie szefa demokratów.pl przybyło wielu tuzów politycznych z różnych stron sceny. Pojawił się były prezydent Aleksander Kwaśniewski, były premier SLD, a dziś senator niezrzeszony Włodzimierz Cimoszewicz i poseł Sojuszu Ryszard Kalisz. Przybył Janusz Onyszkiewicz, dawny lider PD, i Marcin Święcicki, niegdyś w Unii Wolności, a dziś w PO. Młodsze pokolenie reprezentował m.in. Piotr Guział, burmistrz Ursynowa, który był w SLD i SdPl, a teraz błąka się bez przydziału po lewej stronie sceny politycznej.
Imprezie z oddali patronował Lech Wałęsa, który napisał do zgromadzonych kilka okrągłych zdań, że Polska potrzebuje demokratów i że trzeba łamać monopole polityczne. To wszystko przyciągnęło uwagę mediów, które już od kilku dni mówią o możliwej reaktywacji Partii Demokratycznej. I to jest główny zysk z tej imprezy.
Spotkanie bez wątpienia mogłoby być sygnałem dla SLD i Ruchu Palikota, że jeżeli te dwie partie się nie dogadają, to po lewej stronie sceny politycznej może się pojawić inna inicjatywa, bez ich udziału. Mógłby to być też sygnał dla środowisk liberalnych rozczarowanych PO, że mogą zwrócić się ku Partii Demokratycznej, która oto wraca do gry.
Mogłoby tak być, gdyby nie fakt, że grono osób zgromadzonych w sobotę w hotelu Polonia może co najwyżej wspólnie wypić herbatę i powspominać dawne czasy, a nie przełamać jakikolwiek monopol polityczny. Z tego prostego powodu, że polityków, którzy odpowiedzieli na apel Celińskiego, niewiele łączy poza wspomnieniami. Nie ma między nimi wspólnego mianownika ideowego ani spójności programowej. Nawet ich wystąpienia były od Sasa do Lasa, bo gospodarz zaproponował, żeby każdy powiedział coś o Polsce, ale z obszaru, na którym zna się najlepiej. Dlatego Włodzimierz Cimoszewicz, były szef MSZ, mówił o konieczności wzmocnienia integracji w ramach UE i prowadzenia wspólnej polityki zagranicznej wobec Chin czy Indii. Geolog Krzysztof Szamałek wygłosił kontrowersyjną tezę, że nie ma sensu inwestować w poszukiwania gazu łupkowego, choć dla wielu polityków jest to inwestycja, która mogłaby uniezależnić Polskę od dostaw rosyjskiego gazu. A Aleksander Kwaśniewski narzekał na system partyjny, który jest zamknięty na nowe ugrupowania. I uznał, że z inicjatywą zmiany w tym zakresie powinien wyjść prezydent Bronisław Komorowski.