Przez całą jesień partii Jarosława Kaczyńskiego udawało się to, czego nie potrafiła od przegranych wyborów w 2007 r. Dzięki prowadzonej przez młodych polityków tej partii ofensywie gospodarczej, serwowanej w dodatku w sposób przystępny dla opinii publicznej, PiS wygenerował przekaz atrakcyjny zwłaszcza dla ludzi młodych. Przez krótki czas PiS był skuteczny.
Teraz jednak powraca do przeszłości. Do sytuacji, w której Platforma Obywatelska i Donald Tusk nie muszą nic robić (i nie robią), by PiS zneutralizować.
Problem bierze się z działań grupy polityków tzw. zakonu PiS, czyli wieloletnich współpracowników Jarosława Kaczyńskiego, którzy po wstrzymaniu gospodarczej ofensywy wrócili na pierwszą linię medialnego frontu.
I podobnie jak w poprzednich latach popełniają elementarne błędy.?Jakie? Zaraz po wyborze Janusza Piechocińskiego na szefa PSL wewnątrz PiS mówiło się, że otwiera to partii nowe pole do współpracy z ludowcami, a w przyszłości być może nawet koalicji. Ale PiS swoją wiarygodność wobec ludowców zmarnował w pierwszej akcji. Chodzi o sprawę obywatelskiego projektu ustawy blokującej rozporządzenie ministra Gowina o reorganizacji sądów. Dwa tygodnie temu to politycy PiS mimo wcześniejszych uzgodnień z ludowcami nie pojawili się na sejmowej komisji, na której projekt miał być rozpatrywany. Pozwoliło to Platformie wygrać głosowanie, a PiS utrwalił wobec PSL wizerunek partnera nielojalnego.
PiS miał się też otworzyć na środowiska młodych sympatyków prawicy. Dziś ci najaktywniejsi grupują się wokół organizacji narodowych, zwłaszcza Młodzieży Wszechpolskiej. Współpraca PiS z tymi środowiskami, choćby i nieformalna, z jednej strony zneutralizowałaby prądy radykalne w środowisku narodowców, a z drugiej być może pomogłaby partii odtworzyć konserwatywne, narodowo-katolickie skrzydło.