Od sejmowej debaty i głosowania w sprawie projektów ustaw o związkach partnerskich minął ponad tydzień, a temat nadal króluje w debacie publicznej. Przyczyniła się do tego z pewnością postać posłanki Prawa i Sprawiedliwości prof. Krystyny Pawłowicz i histeryczna nagonka, którą zgotowały jej lewicowe środowiska, część mediów i polityków.
Mogłoby się wydawać, że jej emocjonalny, wyrażony często ostrymi sformułowaniami sprzeciw wobec projektów ustaw o związkach może PiS zaszkodzić. Sytuuje bowiem partię Kaczyńskiego mocno po prawej stronie, utrudniając próby przesuwania jej w stronę centrum i szerszego otwarcia na bardziej umiarkowanych wyborców (czemu ma służyć choćby pomysł powołania rządu technicznego z prof. Piotrem Glińskim na czele). Takie obawy są zasadne tylko po części, a to dlatego, że posłanka PiS, być może nawet nie mając takiej intencji, szalenie utrudniła życie Platformie Obywatelskiej.
PO wie bowiem, jaki jest stosunek większości Polaków do legalizacji małżeństw homoseksualnych. Dlatego planowała toczyć debatę wokół związków partnerskich, kładąc nacisk na to, że ustawa ułatwi życie konkubinatom – w tej wersji problem miałby dotyczyć wielu zwykłych par żyjących w niesformalizowanych związkach.
Można to było usłyszeć w licznych wypowiedziach autora projektu Platformy Artura Dunina, który mówiąc o swojej ustawie, podkreślał, że ułatwi ona życie przede wszystkim parom heteroseksualnym. Wątek par homoseksualnych traktował jako drugorzędny.
– Gdyby w tym kierunku poszła cała debata, byłoby nam o wiele trudniej wytłumaczyć, dlaczego nie zgadzamy się na związki partnerskie. Całe szczęście Platformie nie udało się tego zrobić między innymi dzięki ostrej postawie poseł Pawłowicz – mówi „Rz” jeden z posłów PiS.