Minister pracy, wiceminister finansów i główny ekonomista tego resortu, minister z Kancelarii Prezydenta, szef i członek Rady Gospodarczej przy premierze, członek Rady Polityki Pieniężnej, najbardziej znani i wpływowi polscy ekonomiści oraz eksperci. Wszyscy mieli ocenić to, co w sprawie przyszłości otwartych funduszy emerytalnych zaproponował rząd.
Owszem, debata się odbyła, padały argumenty. Tyle że to tylko teatrum. Za kulisami decyzje już zapadły. II filar zniknie. To, o czym do tej pory tylko „się mówiło”, czyli że decyzja o tym zapadła na początku tego roku, zmaterializowało się w ustach Jana Krzysztofa Bieleckiego, jednej z kilku osób, których premier Donald Tusk w sprawach dotyczących gospodarki słucha z wielką uwagą. – Mieliśmy czas zaczarowania OFE, czas rozczarowania, a teraz przyszedł czas urealnienia – mówił, wyraźnie zirytowany na obrońców OFE, Bielecki. Pozwolił też sobie na niewybredną uwagę w stosunku do tzw. KOBE, czyli Komitetu Obywatelskiego ds. Bezpieczeństwa Emerytalnego, zespołu ekspertów i naukowców broniących II-filarowego systemu. Nazwał to przedsięwzięcie z przekąsem KOR+, dodając, że za „eksperyment z II filarem zapłaciliśmy 280 mld zł. Całkiem niemałą sumę”.
Trwać zatem będzie jeszcze na scenie publiczna debata, gorączkować będą się eksperci, przekonywać, że to nie OFE, ale liczne przywileje są źródłem naszych problemów emerytalnych. Tyle że będzie to jedynie spektakl. Jesienią rząd przedstawi projekt ustawy, który fundusze, w mniejszym lub większym stopniu, zlikwiduje. I skaże nas na monopol Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. „Nie ma takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy”. Trudno oprzeć się, by nie przypomnieć w tym miejscu słów autora „O demokracji w Ameryce” Alexisa de Tocqueville.
W tej sytuacji może warto wsłuchać się z uwagą w to, co podczas debaty powiedział prof. Robert Gwiazdowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha, były przewodniczący rady nadzorczej ZUS. Wskazywał, że jeśli rząd chce nam dać wybór – wciąż powtarza tezę o dobrowolności – nie powinien zmuszać nas, by to, co teraz wpłacamy do OFE, wpłacać do ZUS. – Rząd powinien oddać te pieniądze ludziom, oni zrobią z nich lepszy pożytek – przekonuje Gwiazdowski.
Taka koncepcja minimum to lepsza alternatywa niż wysoka składka, która w całości trafia do ZUS. Ludzie lepiej i efektywniej wydają swoje pieniądze niż urzędnicy.