Dwudziestu się dogadało za resztę

Rząd może ignorować opinię społeczeństwa na temat swoich planów. I to w majestacie prawa. Bo pozwalają mu na to dziurawe reguły konsultacji.

Publikacja: 24.07.2013 21:08

Paweł Rochowicz, dziennikarz "Rz"

Paweł Rochowicz, dziennikarz "Rz"

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Nikt nie ma wątpliwości – budżet trzeba ratować. Sytuacja jest na tyle poważna, że nawet opozycja odpuściła sobie blokowanie jego nowelizacji. Ale sposób stworzenia projektu nowelizacji ustawy o finansach publicznych pozwalającej państwowej kasie – ogólnie mówiąc – na zadłużanie się większe niż dotychczas jest oznaką innego zjawiska. I to niezależnego od długu, PKB czy wskaźników koniunktury gospodarczej.

Chodzi o rozproszone po różnych aktach prawnych, miejscami niejasne i ogólnikowe reguły konsultacji społecznych w procesie tworzenia prawa. Coś tam zapisano w regulaminie prac Rady Ministrów, jeszcze coś w przepisach o lobbingu, co nieco w ustawie o związkach zawodowych, trochę w ustawie o Komisji Trójstronnej itd. Ale nie ma jednolicie spisanych, spójnych zasad. Te, które są, dają rządowi (oczywiście nie tylko obecnemu) ogromne pole dowolności w konsultowaniu projektów przepisów. Dowolności pozwalającej wręcz na ignorowanie społecznego głosu w ważnych sprawach.

Efekt widać w kuriozalnie brzmiącej „Ocenie skutków regulacji” dołączonej do wspomnianej ustawy. Ponieważ, jak zwykle, należy tam wskazać krąg adresatów nowego prawa, napisano: „projektowana regulacja będzie oddziaływała na Radę Ministrów”. A więc na kogo? Na premiera i 19 szefów resortów?

Nie trzeba być ekonomistą, żeby wiedzieć, że w Polsce sprawy finansów publicznych dotyczą nie 20 obywateli, ale znacznie szerszej publiki, której liczebność przekracza 38 milionów.
No ale takim zapisem rząd usprawiedliwia kolejne zdanie, w którym pisze, że projekt „ze względu na zakres przedmiotowy i podmiotowy nie wymaga skierowania do konsultacji społecznych”. Innymi słowy: w ramach naszej dwudziestki się dogadamy i będzie dobrze.

Różne organizacje społeczne od dawna zwracają uwagę, że proces konsultowania przepisów warto ucywilizować. Bo nawet wtedy, gdy rząd coś im przysyła do oceny, często daje na to dwa dni, i to w środku sezonu urlopowego. I to nie jest publicystyczne przerysowanie – dokładnie taki przykład słyszałem wczoraj od prawnika jednej z dużych organizacji gospodarczych.

A przecież są w administracji dobre przykłady. Od pewnego czasu Ministerstwo Gospodarki z powodzeniem prowadzi elektroniczną platformę konsultacji projektów prawa, które powstają w tym resorcie (www.konsultacje.gov.pl). Tam czuć powiew otwartości i nowoczesności. Może cały rząd mógłby działać w taki właśnie sposób?

Publicystyka
Estera Flieger: Dlaczego rezygnujemy z własnej opowieści o II wojnie światowej?
Publicystyka
Ks. Robert Nęcek: A może papież z Holandii?
Publicystyka
Frekwencyjna ściema. Młotkowanie niegłosujących ma charakter klasistowski
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Mieszkanie Nawrockiego, czyli zemsta sztabowców
Publicystyka
Marius Dragomir: Wszyscy wrogowie Viktora Orbána
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku