Prezydent za, a nawet przeciw

Decyzja Komorowskiego w sprawie OFE to maksimum sprzeciwu, na jakie mógł sobie pozwolić wobec Tuska.

Publikacja: 29.12.2013 19:18

Andrzej Stankiewicz

Andrzej Stankiewicz

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Podpis z jednoczesnym skierowaniem do Trybunału Konstytucyjnego – tak prezydent potraktował kontrowersyjną rządową ustawę redukującą Otwarte Fundusze Emerytalne.

Opozycja zarzuca Komorowskiemu, że stał się notariuszem rządu, a wniosek do TK to jedynie spektakl. Faktem jest jednak, że rządowi zależało nie tylko na podpisie prezydenta, ale także na tym, by nie skarżył ustawy do sądu konstytucyjnego.

Oczywiście, nawet taki warunkowy podpis Komorowskiego jest rządowi na rękę – od stycznia może ruszyć demontaż OFE, na czym skorzysta budżet państwa. Nawet jeśli Trybunał za kilka-kilkanaście miesięcy zakwestionuje zmiany w OFE, to rząd zyska na czasie.

To prezydent dał premierowi ów czas. Ale sposób, w jaki to zrobił, pokazuje, że Komorowski chce się jak najbardziej zdystansować nie tylko od zmian w OFE, ale od działań rządu w ogóle.

W publicznych wypowiedziach prezydent punktował premiera, nie szczędząc mu uszczypliwości. Tak mówił w wywiadzie dla „Rz": – Dzisiaj nie jest politycznie atrakcyjne mówienie o reformach. Atrakcyjne jest mówienie, że niczego nie trzeba zmieniać. To bardzo niepokojące, że taka linia polityczna zyskuje poklask.

Ta wypowiedź została przez polityczny światek uznana za krytykę Tuska, który z dewizy „ciepłej wody w kranie" – czyli zaniechania reform na rzecz bieżącego zarządzania państwem – uczynił swą filozofię polityczną. Komorowski pośrednio to potwierdzał, krytykując rząd za zmiany w OFE. – W moim przekonaniu tak daleko idące zmiany w OFE to krok wstecz z punktu widzenia reformowania państwa – stwierdził. Otwarcie też mówił o tym, że dekapitacja OFE ma służyć zdobyciu pieniędzy na załatanie budżetu – choć premier przekonuje, że zmiany mają charakter systemowy.

Do tego wszystkiego Komorowski za bezsensowny uznał pomysł premiera na zorganizowanie nowego okrągłego stołu wszystkich sił politycznych na temat polityki zagranicznej, czym pogrzebał jego pomysł na poprawę wizerunku.

Ten festiwal uszczypliwości prezydenta pod adresem premiera nie jest przypadkiem. Komorowski poczuł się silny. I rzeczywiście, w relacjach z Tuskiem jeszcze nigdy tak silny nie był.

Dla elektoratu Platformy – ludzi, którzy nie chcą rządów PiS, ale czują się coraz bardziej rozczarowani działaniami rządu – dziś punktem odniesienia nie jest wcale premier, który słabnie w oczach, tylko właśnie prezydent, który nie ma sobie równych w sondażach popularności. Na Komorowskiego zerka z nadzieją coraz więcej posłów PO, coraz intensywniej lansują go sprzyjające Platformie media. Z Tuskiem Jarosław Kaczyński wygrać może, z Komorowskim nie zwycięży na pewno.

Dlatego też Komorowski korzysta ze swej politycznej siły. Jeszcze w 2011 r. grzecznie podpisał poprzednie ograniczenia w OFE, co zresztą skończyło się dla niego pasmem upokarzających rozpraw przed sądami administracyjnymi i Trybunałem Konstytucyjnym – bo odmówił przedstawicielom fundacji Leszka Balcerowicza przedstawienia opinii, na jakich się oparł.

Tym razem Komorowski ostentacyjnie spotkał się i z Balcerowiczem, który stanął na czele ruchu oporu wobec zmian, oraz innym krytykiem – byłym premierem Jerzym Buzkiem.

Tyle że Komorowski wciąż zależy od Platformy, czyli od Tuska. Delikatną kwestią w relacjach obu panów są wybory prezydenckie w połowie 2015 r. Jest oczywiste, że Platforma poprze Komorowskiego, ale premier oczekuje jednocześnie zaangażowania popularnego prezydenta w kampanię przed wyborami parlamentarnymi, które odbędą się kilka miesięcy później. Tusk ma możliwości nacisku na Komorowskiego – chodzi o pieniądze na kampanię. Tylko PO ma wystarczającą ilość gotówki, by móc sfinansować Komorowskiemu starania o kolejną kadencję. Ta kwestia pojawiła się już w rozmowach obu panów. Premier sugerował bowiem, że partia nie będzie mogła dać Komorowskiemu zbyt dużo, jako że musi oszczędzać na pozostałe wybory w cyklu 2014–2015.

Z Pałacu Prezydenckiego słychać w odpowiedzi buńczuczne deklaracje ludzi Komorowskiego, że prezydent może wystartować w wyborach jako kandydat niezależny. Mało to jednak przystaje do zachowawczego charakteru Komorowskiego – a zatem jest niezbyt realne. Dlatego też decyzja prezydenta w sprawie OFE to maksimum sprzeciwu, na jakie mógł sobie w tej sytuacji pozwolić.

Inna rzecz, że nawet weto mogłoby niewiele zmienić. W Sejmie – poza Twoim Ruchem – brak obrońców OFE. Oczywiście, opozycja mogłaby wymyślić wiele uzasadnień, aby poprzeć weto Komorowskiego przeciwko rządowi, ale byłaby to tylko gra na osłabienie Tuska.

Komorowski podjął zatem decyzję w swym stylu: pokazał niewiele kosztujący sprzeciw, ale nie pokrzyżował planów rządu.

Weto byłoby jak wypowiedzenie premierowi wojny, a na to prezydent nie może sobie pozwolić.

Podpis z jednoczesnym skierowaniem do Trybunału Konstytucyjnego – tak prezydent potraktował kontrowersyjną rządową ustawę redukującą Otwarte Fundusze Emerytalne.

Opozycja zarzuca Komorowskiemu, że stał się notariuszem rządu, a wniosek do TK to jedynie spektakl. Faktem jest jednak, że rządowi zależało nie tylko na podpisie prezydenta, ale także na tym, by nie skarżył ustawy do sądu konstytucyjnego.

Pozostało 92% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości