Etyka krajowego dyskursu politycznego jest jak słoń z książki „Kubuś Puchatek"- dużo się o niej mówi, ale nikt jej nie widział. Jednocześnie, zawodowych etyków mamy opór, a w potyczkach politycznych zamiast spraw obywatelskich, stanu gospodarki i obrony kraju roztrząsa się głównie problematykę etyczną.
Magdalena Środa, która bezpruderyjnie postawiła samą siebie na piedestale dobra narodowego („w Polsce byłoby gorzej beze mnie") jest frontmenką na scenie walki o postępowy katolicyzm, wciąż nie dość doskonały, jak na standardy wierzących w ateizm.
Jako, że sondaże przewidują porażkę wyborczą ruchowców, nie dziwi okupacja lewackiej etyczki medialnych salonów publicznego dyskursu. Choćby więc w każdej szkole, szpitalu, czy drużynie strażackiej grasował jakiś Trynkiewicz, to Kościół nie ma chwilowo szans uwolnić się z okowów medialnego, występnego homoseksualizmu. Ciemnego, dodajmy, w przeciwieństwie do homoseksualizmu postępowego, równościowego, cenionego przez partię ruchowców.
W medialnych dysputach etycznych panuje na ogół dobór typowy – około trzech ateistów na jednego katolika i to z gatunku soft. Mimo dobrej woli oraz trudu moderatorów i ten zabieg jednak często nie wypala, a prawda nieraz wyłazi na wierzch. Niczym niedziela spod soboty, jak rzecze lud, gdy zza opadających spodni uchyli się rąbek tajemnicy. Lewicowa niedziela często wyziera także spoza Środy.
Ulubioną maczugą Środy do okładania Kościoła jest stereotyp „sukienki". Lata temu filozofka wryła mi się w pamięć jako mentorka pięknych dziewczyn, które pchały się na afisze reklamowe w samej bieliźnie. Środa, na gruncie swojej filozofii i etyki, uświadamiała im w TVP nikczemność ich sytuacji egzystencjalnej. Genderyzm – to dyscyplina, która według definicji tej 20–letniej wykładowczyni jest walką ze stereotypami. Trwające do dziś zafiksowanie etyczki na stereotyp ubioru kobiecego wydaje mi się więc naturalne. Bądźmy szczerzy, stereotypy są poręczne. Obcując z nimi długotrwale, można je polubić.