Okupacjo trwaj

USA wychodzą z Afganistanu, ale Afgańczycy wcale z tego powodu nie wiwatują

Publikacja: 28.05.2014 19:05

Okupacjo trwaj

Foto: AFP

Amerykańscy żołnierze powoli wycofują się z Afganistanu, nasze wojsko już ten nieszczęśliwy kraj opuściło. Cieszy się lewica, bo oznacza to koniec imperialistycznej i krwawej okupacji suwerennego kraju. Cieszy się prawica i szersza opinia publiczna, bo oznacza to koniec ofiar wśród żołnierzy i oszczędność gigantycznych wydatków na utrzymywanie obecności w Afganistanie. Wszyscy są zadowoleni. No, prawie wszyscy.

Okrzyków radości nie słychać bowiem wśród samych Afgańczyków. Okazuje się bowiem, że w przeciwieństwie do pacyfistycznej lewicy sami zainteresowani wcale nie chcą, by symbol imperialistycznego zła, amerykańska armia, opuszczała ich kraj. Mimo wielu krwawych incydentów, mimo skomplikowanych stosunków z Afgańczycy wolą bowiem obecność Amerykanów, niż Talibów. W bardzo dobitny sposób pisze o tym afgański dziennikarz Josh Shahryar - co ciekawe sam mający dość skrajnie lewicowe poglądy.

Jedną z rzeczy, która rozśmiesza mnie w dzisiejszych progresistach to to, jak bardzo starają zrównać Irak z Afganistanem. Zresztą nie tylko z tym: niektórzy starają się zrównać [amerykańską interwencję] z sowiecką inwazją Afganistanu. (...)

- pisze. Tymczasem rzeczywistość z punktu widzenia Afgańczyków jest zupełnie inna:

Najważniejszą kwestią w wyborach prezydenckich w Afganistanie była kwestia podpisania dwustronnego traktatu o bezpieczeństwie [gwarantującego przedłużoną obecność amerykańskich żołnierzy w kraju]. Obaj kandydaci, którzy przeszli do drugiej tury popierali podpisanie układu, zaś ci, którzy byli przeciw dostali łącznie mniej niż 20 proc. głosów. Większośc Afgańczyków chce więc obecności USA w kraju. Ale to nie współgra dobrze z ustaloną narracją, więc nie usłyszysz o tym w pewnych postępowych kręgach. Usłyszysz tylko o drugim Wietnamie, o drugim Iraku, o cmentarzysku imperiów.

- pisze Shahryar. I twierdzi, że świadczy to o pogardzie Zachodnich intelektualistów wobec "dzikich" Afgańczyków.

To dla mnie i wielu innych Afgańczyków głęboko obraźliwy pogląd, kiedy progresiści mówią, że wolimy Talibów od NATO, że jesteśmy barbarzyńcami, którzy woleliby żyć pod barbarzyńskimi rządami. Że nie chcemy szkół, że nie chcemy demokracji, że chcemy żyć w epoce kamienia łupanego.

- zakończył.

Czyżby świat był więc bardziej skomplikowany niż to, co mówią nam światli i postępowi krytycy "amerykańskiego imperializmu"? Kto by pomyślał.

Amerykańscy żołnierze powoli wycofują się z Afganistanu, nasze wojsko już ten nieszczęśliwy kraj opuściło. Cieszy się lewica, bo oznacza to koniec imperialistycznej i krwawej okupacji suwerennego kraju. Cieszy się prawica i szersza opinia publiczna, bo oznacza to koniec ofiar wśród żołnierzy i oszczędność gigantycznych wydatków na utrzymywanie obecności w Afganistanie. Wszyscy są zadowoleni. No, prawie wszyscy.

Okrzyków radości nie słychać bowiem wśród samych Afgańczyków. Okazuje się bowiem, że w przeciwieństwie do pacyfistycznej lewicy sami zainteresowani wcale nie chcą, by symbol imperialistycznego zła, amerykańska armia, opuszczała ich kraj. Mimo wielu krwawych incydentów, mimo skomplikowanych stosunków z Afgańczycy wolą bowiem obecność Amerykanów, niż Talibów. W bardzo dobitny sposób pisze o tym afgański dziennikarz Josh Shahryar - co ciekawe sam mający dość skrajnie lewicowe poglądy.

Publicystyka
Estera Flieger: Dlaczego rezygnujemy z własnej opowieści o II wojnie światowej?
Publicystyka
Ks. Robert Nęcek: A może papież z Holandii?
Publicystyka
Frekwencyjna ściema. Młotkowanie niegłosujących ma charakter klasistowski
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Mieszkanie Nawrockiego, czyli zemsta sztabowców
Publicystyka
Marius Dragomir: Wszyscy wrogowie Viktora Orbána
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem