Kiedy o godz. 13 w poniedziałek Jarosław Kaczyński miał się odnieść do nagrań, które ujawnił tygodnik „Wprost", można się było spodziewać, że będzie miał konkretne informacje, sformułuje zarzuty, konstytucyjne znaki zapytania, narzuci narrację przed zapowiadaną na godz. 15 przez premiera konferencją. Nic takiego się nie stało.
Szef największej partii opozycyjnej powtarzał to, co mówił już wielokrotnie. Jak na zdartej płycie: „Każdy dzień trwania tego rządu zagraża bezpieczeństwu państwa". Jedynym pomysłem PiS było zgłoszenie, skazanego wtedy na porażkę, wotum nieufności dla rządu.
Zachowanie PiS trąci amatorszczyzną. Co powinno było się zdarzyć? Tuż po ujawnieniu afery partia powinna powołać co najmniej trzy zespoły robocze.
Pierwszy powinien się zająć prześwietleniem wszelkich dokumentów, stenogramów, przebiegu legislacji spraw poruszanych w nagraniach. By móc przedstawić niewygodne dla rządu fakty, np. o tym, kiedy ?i w jakich okolicznościach do konsultacji trafiła nowela ustawy o NBP, jaki był przebieg afery Amber Gold ?i co mówił o niej premier.
Inny zespół powinien np. się zająć przygotowaniem doniesień do prokuratury ?i prawnymi pytaniami o naruszenie konstytucji.