Reklama
Rozwiń

Dziwny początek Magdaleny Ogórek - analiza Elizy Olczyk

W kampanii prezydenckiej nie da się przez cztery miesiące unikać trudnych pytań. A tych do kandydatki Sojuszu Lewicy Demokratycznej z dnia na dzień jest coraz więcej.

Publikacja: 18.01.2015 18:16

Eliza Olczyk

Eliza Olczyk

Foto: Fotorzepa/Ryszard Waniek

Kampania Magdaleny Ogórek przybiera coraz dziwniejszą formę. Kandydatka SLD na prezydenta, która zwołała na niedzielę konferencją prasową, by zaprezentować swój program, odczytała z kartki dosyć zawiłe oświadczenie, po czym opuściła salę, nie dając szans dziennikarzom na zadawanie pytań.

Z oświadczenia można było wyłuskać następujące deklaracje: obniżenia podatku dla firm z 19 do 15 proc., usprawnienia procesu zakładania firm, stworzenia systemu poręczeń i gwarancji dla młodych ludzi, którzy zdecydują się na rozpoczęcie działalności gospodarczej, włączenia klubów myśliwskich i strzeleckich w system obrony cywilnej kraju, nakierowania polskiej dyplomacji na promocję rodzimych przedsiębiorców oraz powołania komisji kodyfikacyjnej przy prezydencie, która miałaby „napisać prawo od nowa”, tak aby było proste i zrozumiałe dla obywateli.

Dr Ogórek oświadczyła też, że zasadę rozdziału Kościoła od państwa będzie realizowała, broniąc wierzących i niewierzących, gdy będą zagrożone ich prawa. Tego, co robiłaby w sytuacji konfliktu praw osób wierzących i niewierzących, już się nie dowiedzieliśmy, bo Magdalena Ogórek postanowiła nie odpowiadać na pytania.

W taki sposób nie zachowywał się nawet Włodzimierz Cimoszewicz, choć kandydując na prezydenta w 2005 r., był trudnym partnerem dla mediów. Nie zgadzał się np. na osobne wypowiedzi dla stacji telewizyjnych, które mają zwyczaj po konferencjach prasowych zabiegać o ekskluzywną wypowiedź. Byłam świadkiem, jak Cimoszewicz ofuknął dziennikarza telewizyjnego, który o to prosił. Było to zachowanie dosyć ekscentryczne, bo sympatia mediów elektronicznych w kampanii prezydenckiej odgrywa niebagatelną rolę.
Cimoszewicz jednak, po pierwsze, kilka dni później wycofał się z wyścigu prezydenckiego, a po drugie, gdy w nim uczestniczył, przynajmniej pozwalał na zadawanie pytań na konferencjach. Magdalena Ogórek tego nie zrobiła. Zupełnie jakby uznała, że da się wygrać wybory prezydenckie oświadczeniami i wpisami na Facebooku czy Twitterze. Niestety, w taki sposób można jedynie nastawić negatywnie do siebie dziennikarzy, którzy chcieliby się dowiedzieć np., czy zarzuty pod adresem męża pani Ogórek związane z jego pracą dla jednej z prywatnych uczelni są prawdziwe. Już w niedzielę fala krytyki tej konferencji rozlała się po Twitterze.

Jedno trzeba przyznać Sojuszowi. Osoby, które wymyśliły Magdalenę Ogórek na prezydenta, wsłuchały się w słowa krytyki po pierwszej konferencji prasowej i zmieniły wszystko, co wytknięto jako błąd. I tak kandydatka Sojuszu wystąpiła tym razem w dużej sali konferencyjnej w Sejmie, a nie w ciasnej salce w siedzibie partii przy ul. Złotej, i zamieniła żółtą sukienkę na szarą. U jej boku nie było ani szefa SLD Leszka Millera, ani nikogo innego, co miało podkreślać jej samodzielną pozycję. Za jej plecami pysznił się rząd flag polskich i unijnych, jak na kandydata na prezydenta przystało.

Obrazki telewizyjne z drugiej konferencji bez wątpienia będą więc lepsze niż z pierwszej. Ale forma nie zastąpi treści. Nie da się przez cztery miesiące unikać trudnych pytań, których z dnia na dzień jest coraz więcej. Na co liczy SLD, stosując taką taktykę, pozostaje tajemnicą.

Kampania Magdaleny Ogórek przybiera coraz dziwniejszą formę. Kandydatka SLD na prezydenta, która zwołała na niedzielę konferencją prasową, by zaprezentować swój program, odczytała z kartki dosyć zawiłe oświadczenie, po czym opuściła salę, nie dając szans dziennikarzom na zadawanie pytań.

Z oświadczenia można było wyłuskać następujące deklaracje: obniżenia podatku dla firm z 19 do 15 proc., usprawnienia procesu zakładania firm, stworzenia systemu poręczeń i gwarancji dla młodych ludzi, którzy zdecydują się na rozpoczęcie działalności gospodarczej, włączenia klubów myśliwskich i strzeleckich w system obrony cywilnej kraju, nakierowania polskiej dyplomacji na promocję rodzimych przedsiębiorców oraz powołania komisji kodyfikacyjnej przy prezydencie, która miałaby „napisać prawo od nowa”, tak aby było proste i zrozumiałe dla obywateli.

Publicystyka
Estera Flieger: Donald Tusk uwierzył, że może już tylko przegrać
Publicystyka
Dariusz Lasocki: 10 powodów, dla których wstyd mi za te wybory
Publicystyka
Marek Kutarba: Czy polskimi śmigłowcami AH-64E będzie miał kto latać?
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Rząd Tuska prosi się o polityczny Ku Klux Klan i samozwańcze rasistowskie ZOMO
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Nastroje po wyborach, czyli samospełniająca się przepowiednia