Kalisz, mimo, że jest ulubieńcem tabloidów i stacji telewizyjnych i mimo poważnego dorobku politycznego, w wyborach prezydenckich by nie zabłysnął. Na przebieg tych wyborów jego kandydowanie nie miałoby większego wpływu. Z nim czy bez niego prawdopodobnie dojdzie do drugiej tury, do której wejdą: Bronisław Komorowski i Andrzej Duda z PiS. Z kolei dla lewicowych wyborców kolejny kandydat to tylko dodatkowy ból głowy, bo trzeba by wybierać między nim, a Magdaleną Ogórek, Januszem Palikotem i Anną Grodzką, co oznacza najwyżej kilkuprocentowe poparcie dla każdego.

Ryszard Kalisz jest znanym i lubianym politykiem ale to za mało żeby uzyskać dobry wynik w wyborach prezydenckich i nie tylko. On sam przekonał się o tym przed rokiem, gdy w Warszawie nie zdobył mandatu europosła. Co prawda kandydując z konkurencyjnej wobec SLD formacji czyli z Europa Plus odebrał część głosów Wojciechowi Olejniczakowi z Sojuszu, ale rezultat był taki, że po prostu obaj nie zdobyli mandatu. Najwyraźniej brutalna lekcja wyniesiona z tamtych wyborów, że zaufanie i urok osobisty to w polityce za mało, bo trzeba jeszcze mieć za sobą wiarygodną formację, zaważyła na dzisiejszej decyzji Kalisza. Bo silnego zaplecza były prawnik prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego dzisiaj nie ma. Niszowe organizacje lewicowe, które były gotowe pracować na jego rzecz w kampanii prezydenckiej to stanowczo za mało.

Współpracownicy Kalisza ze stowarzyszenia Dom Wszystkich Polska, których zabrał na ogłoszenie swojej decyzji, nie wyglądali na zadowolonych. Zapewne liczyli, że ich lider mimo wszystko powalczy o głosy wyborców. Plan był bowiem taki, że kapitał społeczny, który Kalisz zbierze w kampanii prezydenckiej, zaowocuje budową nowego ugrupowania lewicowego, które jesienią stanie do wyborów parlamentarnych. Po wycofaniu się Kalisza z walki o prezydenturę ten projekt raczej można już odłożyć ad acta.

Dla Leszka Millera, lidera SLD to dobra wiadomość, bo nowa formacja, która skupiłaby wszystkich niezadowolonych z jego przywództwa, byłaby nową konkurencją dla Sojuszu. A taka rywalizacja mogłaby się skończyć dokładnie tak samo jak rywalizacja Kalisza i Olejniczaka o europarlament – oba środowiska zostałyby na lodzie czyli poza Sejmem. Nie wykluczone więc, że Miller geście wdzięczności zaproponuje Kaliszowi miejsce na liście wyborczej. I nie wykluczone, że Kalisz przyjmie tę ofertę, choć w rozmowach ze współpracownikami się od tego odżegnuje. Trudno jednak uwierzyć, że ten popularny polityk, który w kontaktach z dziennikarzami czuje się jak ryba w wodzie, zejdzie ze sceny i wróci do zawodu prawnika.