To dobrze, czy chcielibyśmy, aby nokaut, jakieś jedno arcyskuteczne pytanie, czy jakieś potknięcie słowne, zadecydowało kto ma być prezydentem przez następnych pięć lat ?
Prasę zarówno papierową jak i elektroniczną, naturalnie rozgrzała do czerwoności pierwsza debata Bronisław Komorowski-Andrzej Duda, i jak grzyby po deszczu pojawiły się sondy i komentarze, kto i na ile wygrał, ale czy to debata telewizyjna zadecyduje o zwycięzcy? Wątpię. Zbyt duża jest stawka w tych wyborach. Najogólniej mówiąc, na jednej szali mamy program: jest dobrze i niech tak będzie dalej, a na drugiej - czas na zmiany. I o tym wyborze zadecydują wyborcy, zwłaszcza ci po Kukizie.
Wróćmy o prasy.
Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej" pisze: "Remis ze wskazaniem na Komorowskiego. Duda zmarnował szansę, Komorowski złapał wiatr w żagle.
Komorowski miał zdecydowanie lepszy timing. Lepiej łapał tempo debaty, kończył na czas, przed sygnałem dźwiękowym. Duda dogadywał, częściej był dyscyplinowany przez prowadzących. (...) Zdecydowanie więcej energii przyniosła druga część debaty, kiedy zadawali sobie pytania kandydaci. Tu wreszcie pojawiły się emocje i walka, choć, wypada dodać, pod ścisłą kontrola dziennikarzy. Komorowski poradził sobie, nie dając się wpychać w niekonsekwencje polityki historycznej (Jedwabne) i kwestie pielęgniarek. Do prawdziwego spięcia, z sugestia remisu, doszło przy sprawie górników, gdzie prezydent dość nieudolnie i nie wiadomo w jakim celu próbował wręczyć Dudzie jakieś papiery, rzekomo podważające uczciwość kandydata PiS przy dyskusji o ograniczeniu energetyki węglowej. Ale nie wybrzmiało to szczególnie jasno".