Na rozpoczynającym się we wtorek na Jasnej Górze zebraniu biskupów diecezjalnych hierarchowie mają m.in. poruszyć sprawy związane z pracą biura prasowego episkopatu Polski „wobec aktualnych wyzwań związanych z mediami". Oficjalnie powód ku temu jest jeden. W czerwcu nastąpiła zmiana rzecznika. Ks. Józef Kloch po 12 latach pracy odszedł, by zająć się pracą naukową. Zastąpił go – jeszcze niedoświadczony – ks. Paweł Rytel-Andrianik. Powód dyskusji zrozumiały: nowy człowiek to nowe zadania, a być może także nowe lub inaczej ustawione priorytety.
Ale ostatnie miesiące pokazały, że komunikacja Kościoła ze społeczeństwem kuleje, a w wielu kwestiach po prostu nie istnieje. I choć teoretycznie Kościół ma do swojej dyspozycji biuro prasowe, Katolicką Agencję Informacyjną, kilka portali internetowych, dziesiątki tygodników (niektóre wysokonakładowe), ogólnopolskie Radio Maryja i sieć diecezjalnych rozgłośni, to w praktyce jego głos nie przebija się do opinii publicznej. Słyszą go jedynie przekonani.
Na wielu uczelniach prowadzi się badania na temat języka i sposobów komunikowania się Kościoła ze społeczeństwem. Organizowane są specjalne konferencje naukowe – np. w grudniu 2014 r. w Opolu odbyło się sympozjum „Kościół w Internecie – Internet w Kościele" (kilka dni temu ukazał się tom z wygłoszonymi tam referatami), bardzo rzadko jednak korzysta się z rad ekspertów. Wciąż pozostają oni w ukryciu czy też uśpieniu.
Nie dziwią zatem głosy – choćby Ewy K. Czaczkowskiej na łamach tygodnika „Wprost" – że ostatnią debatę na temat in vitro Kościół po prostu przegrał, bo nie potrafił ze swoim przekazem dotrzeć do społeczeństwa. Nie potrafił w sposób jasny i klarowny wyjaśnić, dlaczego z punktu widzenia jego nauczania kompromis w sprawie zapłodnienia pozaustrojowego jest niemożliwy.
Ostatnie reakcje hierarchów na zarzuty, że próbują wedrzeć się do polityki i wspólnie z PiS zbudować w Polsce państwo wyznaniowe, były wprawdzie dość mocne, jednak brakowało im wzmocnienia ze strony osób, które potrafiłyby przekonująco wyjaśnić, że Kościół ma nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek zwracania uwagi na kwestie dotyczące całego społeczeństwa.
Tacy eksperci istnieją. Rzecznik episkopatu czy rzecznicy poszczególnych diecezji nie muszą znać się na wszystkim. Nie każdy z nich jest np. specjalistą od prawa kanonicznego. Dobrą praktyką powinno zatem się stać np. stworzenie listy ekspertów w konkretnych dziedzinach, którzy z rekomendacji biskupa mogliby służyć dziennikarzom komentarzem. Media – chociaż kąsają – nie zawsze są wrogiem.