PiS od lat próbuje „umiędzynarodowić” katastrofę smoleńską. Sukcesy ma umiarkowane, bo materia jest skomplikowana i międzynarodowe instytucje nie chcą być wciągane w polityczne rozgrywki.
Eurodeputowani partii Jarosława Kaczyńskiego zorganizowali kilka publicznych wysłuchań w Parlamencie Europejskim, gdzie przedstawiali tezy sejmowego zespołu ekspertów Antoniego Macierewicza. Jednak w tych imprezach uczestniczyli oni sami, ich asystenci i zaproszeni goście z Polski, natomiast zagranicznych było niewielu. Trudno więc było tam kogokolwiek przekonać do nieoficjalnej wersji przyczyn katastrofy.
PiS doprowadził za to do uwzględnienia problemu smoleńskiego w rezolucji europarlamentu dotyczącej zabójstwa Borisa Niemcowa. Przy okazji wspomniano w niej, że Rosja powinna zwrócić wrak Tu-154M, ale już nie postulowano przeprowadzenia międzynarodowego śledztwa, czego chcieli eurodeputowani PiS.
Innym forum, na którym od lat PiS dopomina się prawdy o katastrofie, jest Rada Europy, instytucja gromadząca wszystkie kraje kontynentu i promująca demokrację i prawa człowieka. We wtorek jeden z przedstawicieli Polski w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy (PACE), Dominik Tarczyński z PiS, ogłosił, że nareszcie mianowano sprawozdawcę, który przygotuje raport o katastrofie. Został nim Holender Pieter Omtzigt.
Nie jest to jednak żaden przełom. To już trzeci sprawozdawca od marca 2015 r., poprzedni dwaj opuszczali PACE, musieli też więc zostawić rozpoczęty raport. Ale trochę materiałów już przygotowali, można się więc zorientować, w jakim kierunku idą prace.