Syn dyplomaty wychowany na Zachodzie, nasiąkł tamtejszą mentalnością i nie przypuszczał, że będzie królował w nieznanym mu Syjamie (taką nazwę nosił wówczas jego kraj). Dopiero nagła śmierć króla Anandy sprawiła, że zasiadł na tronie w 1950 roku. Ubrany w ceremonialne szaty i otoczony czcią boską, ale pozbawiony realnej władzy miał być marionetką w rękach generałów obalających się nawzajem w kolejnych przewrotach wojskowych. Nie podjął z nimi otwartej walki, najpierw zadbał o prestiż wśród zwykłych ludzi. Poświęcił osobisty majątek na poprawę zaopatrzenia ubogiej wsi w wodę oraz na praktyczne pokazywanie rolnikom, że niekoniecznie muszą uprawiać opium, tuczyć tym gangsterów, że są inne dające godziwy zysk rośliny. Dopiero, gdy pokochały go miliony biedaków, odważył się wystąpić w telewizji i huknąć na żołdaków, gdy ci po raz kolejny wyprowadzili czołgi na ulice. Dzieje powojennej Tajlandii – podobnie jak dzieje wyzwalającej się z komunizmu Polski – znaczone są bowiem kolejnymi protestami społecznymi, jeszcze bardziej krwawo niż u nas tłumionymi. Tylko, że w Polsce ich siłą napędową byli robotnicy, czasem studenci, tam ograniczały się do uniwersytetów.
W miarę jak stawał się silniejszy, coraz mocniej opowiadał się za demokracją. Najpierw wystawił na premiera zaprzyjaźnionego generała, potem pod jego kierownictwem, powstała jedna z najdoskonalszych konstytucji w Azji. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych dzieło życia wydawało się zakończone: odbywały się wybory, funkcjonowały partie polityczne i inne instytucje demokratycznego państwa. Ale od czegóż populiści: zawrócił ludziom w głowie sprytny milioner Thaksin Shinawatra i kolejne wybory wyniosły go do władzy. Gdy wyszły na jaw jego afery, uciekł z kraju, ale zostawił rządy w ręku bliskich mu ludzi. Demontaż demokracji trwał. W końcu zaufani generałowie obalili rząd; sędziwy król musiał użyć metod, które całe życie zwalczał. Po jego śmierci naród jest podzielony jak nigdy, protesty trwają, obiecane wybory są wciąż zawieszone.
Tą gorzką przypowieść dedykuję wszystkim zatroskanym o los demokracji w Polsce.