Kowalska: Przed ministrem zdrowia trudne decyzje

Po kosmetycznych zmianach w pierwszej kadencji PiS ma szansę realnie zreformować ochronę zdrowia. Tylko czy się na to odważy?

Aktualizacja: 15.10.2019 21:14 Publikacja: 15.10.2019 19:57

Kowalska: Przed ministrem zdrowia trudne decyzje

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Od kilku miesięcy w kuluarach Sejmu szepcze się, że druga kadencja Prawa i Sprawiedliwości będzie czasem niepopularnych reform. W pierwszej trzeba było ograniczyć się do ruchów pozorowanych, by nie stracić elektoratu. Jeśli więc pierwszy PiS-owski minister zdrowia Konstanty Radziwiłł obiecywał dostosować liczbę szpitali do potrzeb mieszkańców, zgodnie z ideą sieci szpitali przedstawioną przez prof. Zbigniewa Religę, szybko okazało się, że wszystkie placówki są niezwykle potrzebne. Nawet jeśli 5 km dalej, w sąsiednim powiecie, jest lecznica o wyższym poziomie referencyjności, ciesząca się większym zaufaniem i operująca setki ludzi, a nie kilka wyrostków miesięcznie i odbierająca tysiąc, a nie 50 porodów rocznie.

W przedstawionej podczas kampanii PiS-owskiej piątce dla zdrowia ważne miejsce zajmowała koordynowana opieka nad seniorami i osobami niesamodzielnymi, w ramach której w każdym szpitalu powiatowym miał powstać ZOL, czyli zakład opiekuńczo-leczniczy. Plan Zbigniewa Religi szedł o krok dalej – sto nadliczbowych szpitali powiatowych miało w całości przekształcić się w ZOL, i to w czasach, kiedy osoby w wieku 75+stanowiły 5,6, a nie blisko 7 proc. społeczeństwa (w 2030 r. stanowić będą już 11,6 proc.).

Tymczasem za likwidacją niepotrzebnych szpitali, a więc i pustych dyżurów personelu medycznego, przemawiają pogłębiające się problemy kadrowe. To prawda – resort za panowania prof. Łukasza Szumowskiego zrobił wiele, by zatrzymać lekarzy w kraju. Na mocy porozumienia z rezydentami z OZZL znacznie podniesiono pensję lekarzy w trakcie specjalizacji, a specjalistom, którzy podpiszą lojalkę, zobowiązując się do pełnienia dyżurów tylko w macierzystym szpitalu, zagwarantowano etaty w wysokości 6,75 tys. zł brutto. O 50 proc. zwiększył też liczbę miejsc na studiach medycznych (w tym płatnych anglojęzycznych, z których korzystają głównie studenci z zagranicy). To jednak nie wystarczy, bo przy jednej czwartej lekarzy w wieku emerytalnym (według GUS średnia wieku lekarzy to 52 lata, a specjalisty – 54 lata), studenci nawet za sześć–siedem lat nie zdołają zasypać luki pokoleniowej.

Nic dziwnego, że pensje lekarzy, którzy pracują głównie na kontraktach, szybują do nieba, a niedofinansowane szpitale powiatowe (zgodnie z raportem SGH, zadłużenie 120 szpitali z ok. 250 powiatówek w kraju wyniosło 1,7 mld zł i jest o 0,5 mld zł wyższe niż w 2015 r.) biją się o nich z prywaciarzami oferującymi abonamenty. Stawka rekordzisty – anestezjologa z Radomia, który miał dostać za godzinę na OIOM-ie blisko 400 zł – już tak nie szokuje, jeśli wziąć pod uwagę, że zabiegowiec – jeszcze bez specjalizacji – w przychodni jednej z sieci abonamentowych dostaje za godzinę ponad 150 zł.

A będzie jeszcze drożej, bo mamy rynek lekarza, a także pielęgniarki, a wkrótce psychologa, fizjoterapeuty i diagnosty – zawodów, które resort pominął, przyznając podwyżki.

Minister Szumowski deklarujący, że gotów jest pozostać w rządzie, przez ponad rok rozprawiał nad zmianą systemu w ramach debaty „Wspólnie dla zdrowia". Będzie musiał teraz podjąć decyzje wbrew interesom poszczególnych grup. Nie obejdzie się bez wprowadzenia zawodów pomocniczych, jak skrytykowani przez pielęgniarki technicy pielęgniarstwa czy asystenci lekarza.

Od kilku miesięcy w kuluarach Sejmu szepcze się, że druga kadencja Prawa i Sprawiedliwości będzie czasem niepopularnych reform. W pierwszej trzeba było ograniczyć się do ruchów pozorowanych, by nie stracić elektoratu. Jeśli więc pierwszy PiS-owski minister zdrowia Konstanty Radziwiłł obiecywał dostosować liczbę szpitali do potrzeb mieszkańców, zgodnie z ideą sieci szpitali przedstawioną przez prof. Zbigniewa Religę, szybko okazało się, że wszystkie placówki są niezwykle potrzebne. Nawet jeśli 5 km dalej, w sąsiednim powiecie, jest lecznica o wyższym poziomie referencyjności, ciesząca się większym zaufaniem i operująca setki ludzi, a nie kilka wyrostków miesięcznie i odbierająca tysiąc, a nie 50 porodów rocznie.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Wybory do Parlamentu Europejskiego. Dlaczego tym razem Lewicy miałoby się udać?
Publicystyka
Roman Kuźniar: Czy rząd da się wpuścić w atomowe maliny?
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?