Oskarżeni hakerzy są obywatelami USA, Chin, Estonii, Białorusi i Ukrainy. 11-osobowa grupa włamywała się do systemów komputerowych dziewięciu największych amerykańskich sieci handlu detalicznego i wykradały dane, które następnie ukrywały na serwerach w USA i w Europie.
– Używali wyrafinowanych technik, za pomocą których łamali systemy zabezpieczeń. Potem instalowali specjalne programy, które gromadziły ogromne ilości osobistych danych finansowych. Wykradzione dane sprzedawali bądź sami je wykorzystywali – powiedział prokurator generalny USA Michael Mukasey.
Numery kart, hasła i informacje o kontach były używane oczywiście do okradania ich właścicieli. Hakerzy założyli stronę internetową, na której zachęcali do kupna cennych danych. “Tylko u nas możesz nabyć każdą informację o każdym obywatelu USA, w tym numer SSN” (ubezpieczenie społeczne, główny numer identyfikacyjny w USA) – zachęcali.
Przestępców wyśledzili agenci Secret Service z San Diego. Przez trzy lata kontaktowali się z nimi przez Internet, powoli zaciskając pętlę wokół gangu. Okazało się, że grupa działa na wielką skalę, nie ograniczając się do Stanów Zjednoczonych. Ponieważ szajka była międzynarodowa, w polowaniu na jej członków pomagali Amerykanom policjanci z innych krajów, w tym Niemiec i Turcji.
Agentom udało się umieścić w szajce informatora – Alberta “Segveca” Gonzaleza. Później wyszło jednak na jaw, że Gonzalez... działał na dwa fronty. Informował agentów o działaniach gangu, a jednocześnie wzbogacał się na kradzieżach i ostrzegał niektórych wspólników.