15 lat temu klany camorry w Neapolu oddały handel detaliczny narkotykami w pacht rodzinom mieszkającym w mrówkowcach dzielnicy Scampia, która stała się największym supermarketem używek w Europie. Bloki mieszkalne zamieniono w twierdze, w których chętni mogą się zaopatrzyć we wszystko. Doszło nawet do specjalizacji. Jeden blok handlował kokainą, drugi heroiną i haszyszem, a jeszcze inny amfetaminą.
W Rzymie zaczyna funkcjonować podobny system. W ubiegłą środę policyjny patrol w peryferyjnej dzielnicy Tor Bella Monaca, gdzie stoi pięć 15-piętrowych bloków budownictwa socjalnego, ruszył w pogoń za dwoma kilkunastoletnimi dilerami. Po chwili na policjantów z okien i balkonów posypał się grad butelek i innych pocisków. Gdy wreszcie dopadli dilerów, ruszyło na nich około 50 uzbrojonych w pałki i kastety mężczyzn. Uwolnili aresztowanych i pobili dotkliwie czterech policjantów.
W Neapolu, stolicy włoskiego bezprawia, takie bitwy z udziałem kobiet i co starszych dzieci są na porządku dziennym. W Rzymie doszło do tego po raz pierwszy. W odwecie w piątek liczniejsze i lepiej przygotowane oddziały policji ruszyły na bloki Tor Bella Monaca i też napotkały opór. Bitwa trwała kilka godzin. Dwóch prowodyrów środowego ataku, 18-latek i jego ojciec, podobnie jak teren, przechodziło kilka razy z rąk do rąk. W końcu górą była policja. Aresztowany chłopak rzucił policjantowi: „Wojna dopiero się zaczęła. Ja cię znajdę i zastrzelę". Podczas rewizji w jednym tylko mrówkowcu w ręce policji wpadło kilka rewolwerów i 40 kg różnych narkotyków. Bitwa mieszkańców z policją i kwitnący rodzinno-sąsiedzki handel narkotykami ściągnęły do Tor Bella Monaca włoskie media. Doniesienia i reportaże z miejsca wypadków zaskoczyły nawet rzymian.
Niewielu zdawało sobie sprawę, że pod nosem, na wschodnich peryferiach miasta, zaraz za obwodnicą rośnie druga Scampia. Mieszkańcy ufortyfikowali wejścia do bloków i zasłonili przeszklone drzwi, by nie było widać, co się dzieje w środku. A w środku zdemontowali skrzynki na listy, by można było na znajdującej się pod nimi półce ustawić wagi do porcjowania towaru i kasy. W drzwiach, które od zewnątrz można sforsować wyłącznie przy użyciu ciężkiego sprzętu, wycięli sporą dziurę, którą w jedną stronę wędrują pieniądze, a w drugą narkotyki. W garażu pod jednym z bloków wygospodarowali nawet trochę miejsca, gdzie narkomani mogą wstrzyknąć sobie heroinę, poleżeć i odpocząć.
Teraz z powodu obecności policji i mediów biznes nieco podupadł, ale okoliczni mieszkańcy niezwiązani z procederem mówią, że od dwóch lat handel narkotykami w blokach trwa przez 24 godziny na dobę. Skarżą się, że zdesperowani narkomani napadają na okoliczne sklepiki, a coraz częściej na bezbronnych mieszkańców, by za zrabowane pieniądze zaspokoić nałóg.
W czwartek w rzymskiej dzielnicy Pigneto nieopodal głównego dworca kolejowego Termini, zamieszkanej bardzo licznie przez imigrantów, też doszło do bitwy policji z handlarzami narkotyków.