Zabójstwo dziesięciu osób przez młodego Fina bez żadnego po temu powodu zaalarmowało po raz kolejny (po zabójstwie przez kolegę szkolnego 13 uczniów w amerykańskim Littleton) kryminologów, psychologów, pedagogów i wstrząsnęło opinią światową. Dlaczego, jakie uczucia wyzwoliły tę absurdalną, nie do przewidzenia zbrodnię?
Eksperci wielu krajów próbują kreślić sylwetki młodocianych zabójców, ujawnić mechanizmy wiodące do tych okrutnych morderstw.
Sprawcy pochodzą z reguły z niewielkich miast (od 13 do 45 tysięcy mieszkańców), nie zwracali uwagi swym trudnym zachowaniem w szkole, zabójstw dokonali z zimną krwią, bez widocznego emocjonalnego pobudzenia. Na pytanie, czy zabójstwa te nie są produktem współczesności, zjawiskiem zupełnie nowym, dotąd nieznanym, historycy przestępczości przypominają zbrodnię sprzed blisko 100 lat. W 1913 r. w miasteczku pod Stuttgartem nauczyciel zastrzelił 30 osób, w tym swoją rodzinę – dwoje dzieci i żonę. Uważał, że ludzie znają jego erotyczną słabość do zwierząt i szydzą za jego plecami z tej perwersji. Mieszkańcy małych ośrodków wiedzą o sobie wszystko, a nacisk społeczny jest tu szczególnie duży.
Co może wskazywać na nadciągające ze strony współmieszkańców niebezpieczeństwo? Z pewnością wielkie zainteresowanie bronią, stronienie od ludzi, skłonność do naśladownictwa, kult wcześniejszych zabójców. Jak to uchwycić, jak temu w porę zapobiec? – próbują odpowiedzieć eksperci i nie znajdują odpowiedzi. To jest przecież żywa bomba o nieznanym czasie eksplozji i mechanizmie uruchamiania wybuchu.
[wyimek]Nawet dożywocie trwa rzadko kiedy dłużej niż dziesięć lat[/wyimek]