Taki jest najnowszy pomysł Ministerstwa Transportu. Zabrało ono głos, gdy zarządzający ruchem na drogach w kilku miastach Polski postanowili ze strzałek powoli rezygnować.
Tak więc wbrew zapowiedziom zielone strzałki umożliwiające opuszczenie skrzyżowania w prawą stronę, nawet gdy pali się czerwone światło, nie będą likwidowane. Mało tego, będzie ich znacznie więcej.
Wokół strzałek od kilkunastu miesięcy trwa spore zamieszanie. Są nazywane zmorą pieszych, ale i wybawieniem dla tkwiących w korkach kierowców. W rozporządzeniu w sprawie znaków i sygnałów drogowych istnieją od lat. Zielona strzałka oznacza dla kierowcy następujące zachowanie: powinien się zatrzymać, upewnić, czy nie utrudni ruchu innym uczestnikom, i dopiero wówczas jechać. I w tym zakresie nic się nie zmienia. Pojawiło się jednak inne rozporządzenie, a właściwie załącznik do rozporządzenia w sprawie szczegółowych warunków technicznych sygnałów i znaków drogowych. A w nim jedno zdanie, z którego wynika, że sygnalizatorów tych nie można umieszczać w miejscach, w których ruch pojazdów jest kolizyjny (następuje kolizja strumieni ruchu pieszego i kołowego). Urzędnicy z zarządów dróg miejskich przestraszyli się, że istniejące strzałki są niezgodne z prawem.
Ministerstwo przygotowało zatem nowelizację rozporządzenia i jego załącznika, by wszystko było jasne. Zrezygnowało z niefortunnego określenia „kolizyjności strumieni”. Nie myśli więc o rezygnacji z podświetlanych strzałek. Pozwalają one bowiem rozładować ruch na zakorkowanych drogach tam, gdzie nie zagraża to bezpieczeństwu pieszych. Argumentem jest to, że do dziś nie zaobserwowano negatywnego wpływu na bezpieczeństwo takiego sygnalizatora.
Zmiana rozporządzenia ma nastąpić w pierwszym kwartale 2008 r. Ministerstwo zapowiada, że przeanalizuje wnioski z dotychczasowego stosowania przepisów o znakach i sygnałach oraz uwzględni postęp technologiczny.