Kiedy kierowca widzi na jednym słupie pięć, a bywa, że i więcej znaków, zaczyna lekceważyć wszystkie. A wówczas wypadek, a przynajmniej wykroczenie murowane. Specjaliści od bezpieczeństwa ruchu drogowego od lat ostrzegają drogowców, że czas to zmienić. Prowadzono nawet specjalne badania, przygotowywano raporty, zapowiadano zmiany. Znaków miało być mniej, a nie jest. I wszystko wskazuje na to, że długo nie będzie. Zamiast zdejmowanych dzisiaj zakazów na przykład wjazdu wózków ręcznych, znaków informujących o poczcie, bufecie lub kawiarni pojawiają się nowe, informujące na przykład o zasięgu sieci Wi-Fi.
Remont na drodze się kończy, a znaki tymczasowe pozostają i mylą kierowców
Porządki na słupach
Andrzej Kowalewski, prezes dolnośląskiego stowarzyszenia kierowców, odwiedził ostatnio stolicę. Pech chciał, że kilka godzin wcześniej zakończyła się w niej impreza sportowa pod hasłem „Biegnij, Warszawo". W miejscach zamkniętych dla kierowców zawieszono znaki tymczasowe. Większość wprowadzała zakazy wjazdu na teren trasy imprezy. Warszawscy kierowcy mieli mniejszy problem z poruszaniem się po stolicy po zakończeniu biegu, zamiejscowi dużo większy.
Inny przykład? Remont nawierzchni mostu. Na czas prac zamontowano na nim znaki o ograniczeniu prędkości. Kończą się prace, robotnicy wyjeżdżają, a znaki zostają.
Czy tak być musi?
– Znaki tymczasowe, pojawiające się przy okazji różnego rodzaju imprezach sportowych czy okolicznościowych to niewielki problem – twierdzi inżynier organizacji ruchu Bogdan Zdrajewski. Dużo większy jego zdaniem to tzw. przeznakowanie polskich dróg.