W Sądzie Okręgowym we Wrocławiu zakończył się właśnie głośny proces Doroty Zielińskiej, chorej na stwardnienie rozsiane. Pozwała Wojskowy Szpital Kliniczny z Polikliniką we Wrocławiu, by leczył ją medykamentem Gilenya.
Sąd postanowił umorzyć postępowanie. Uznał, że jest ono bezzasadne, skoro lek jest od maja 2013 r. refundowany i dostępny w szpitalach.
W kwietniu 2012 r., kiedy pacjentka wnosiła pozew o kurację kosztującą 8 tys. zł miesięcznie, nie finansował jej jeszcze Narodowy Fundusz Zdrowia. Leku Gilenya nie podawały więc także szpitale.
Dwudziestosiedmioletnia wówczas pacjentka domagała się jednak dostępu do leku, bo jako jedyny na rynku mógł zahamować postęp jej choroby.
Teraz sąd w postanowieniu, którym umorzył postępowanie, uzasadnił, że wprawdzie art. 6 ustawy o prawach pacjenta stanowi, że chory ma prawo do leczenia odpowiadającego wymaganiom aktualnej wiedzy medycznej, czyli ma prawo do najnowocześniejszych kuracji, ale ta możliwość jest ograniczona ze względów ekonomicznych. Narodowy Fundusz Zdrowia dysponuje ograniczonym budżetem, w związku z czym nie jest w stanie zapewnić wszystkim potrzebującym pacjentom najlepszych i często najdroższych metod leczenia.