Sprawa 16-letniej Marysi z Lubna w Zachodniopomorskiem, która chciała zarobić na szkolną wycieczkę sprzedając wiśnie zebrane własnoręcznie w sadzie dziadka, przetoczyła się przez media w ubiegłym tygodniu. Choć wiśnie były umieszczone w czystych skrzynkach, a nastolatka pakowała je klientom za pomocą jednorazowych rękawiczek, Inspekcja Sanitarna z Wałcza stwierdziła, że doszło do złamania przepisów sanitarnych. Nastolatka nie miała bowiem orzeczenia lekarskiego do celów sanitarno-epidemiologicznych. W efekcie sanepid ukarał mandatem w wysokości 100 zł ojca dziewczynki, ale ten mandatu nie przyjął.
Po tym, jak sprawa zyskała medialny rozgłos, Główny Inspektor Sanitarny wydał komunikat, w którym poinformował, że "podjęte przez kontrolerów środki nie były współmierne do przewinienia".
"Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Wałczu zawnioskuje w postępowaniu sądowym o zastosowanie łagodniejszego środka, jakim jest pouczenie. Zdecydowano także o oddelegowaniu do pełnienia innych obowiązków kontrolerów bezpośrednio uczestniczących w tej sprawie" - napisano na stronie GIS.
Czytaj więcej
Niższa izba parlamentu stanowego w Teksasie zagłosowała za przepisami legalizującymi sprzedaż lemoniady przez dzieci - informuje "The Hill".
Nie tylko dziewczynka z wiśniami
Sprawa jest jednak interesująca nie tylko dla nastolatki z Wałcza i jej ojca. Wiele dzieci sprzedaje produkty takie jak lemoniada, owoce, własnoręczne wypieki, aby zarobić na wakacje, wycieczki czy sprzęt. Jak przypomina TVN24, w lipcu tego roku emocje w mediach społecznościowych wzbudzili chłopcy, którzy sprzedawali lemoniadę w pobliżu kina Iliuzjon na warszawskim Mokotowie. Z wpisów internautów wynikało, że nie wszystkim podoba się taka inicjatywa. Niektórzy pisali, że jeśli dzieci na pewno nie mają książeczki sanepidowskiej, a to oznacza brak "jakiejkolwiek kontroli nad tym, co się spożywa" i sugerowali, że "właśnie przez takie akcje mamy później epidemię".