Bicie w dzwony w tym przypadku jest przesadzone. Poprzedni rząd latami unikał otwierania konkursów, nie panował także nad tworzeniem nowych placówek, które chętnie wyciągały ręce po publiczne pieniądze. Ten rząd chce to zrobić inaczej. Wskazał jednostki najważniejsze dla zdrowia Polaków. Dostaną one finansowanie na dobrym poziomie. Natomiast te, które są mniej istotne, a podczas ich tworzenia nikt nie zapytał ministra zdrowia, czy wpisują się one w mapę potrzeb zdrowotnych, mogą mieć kłopoty z finansowaniem, a niektóre nawet zbankrutować. Należy to potraktować jako ryzyko biznesowe tych, którzy takie placówki zakładali.
A czy w okresie przejściowym należy się spodziewać zamieszania, które wydłuży kolejki do lekarzy?
Dotychczasowe kontrakty niewiele się różnią od nowych ryczałtów. Podobny będzie sposób rozliczenia. Pozostaną grupy jednorodnych pacjentów i jeśli szpital nie wypracuje odpowiedniej liczby świadczeń w następnych latach, będzie to miało wpływ na wysokość ryczałtu.
Praprzyczyną kolejek jest brak pieniędzy w służbie zdrowia. Gdzie zatem szukać pieniędzy na jej finansowanie?
Po pierwsze trzeba uporządkować koszyk świadczeń bo to przyniesie realne oszczędności systemie. Aby znaleźć dodatkowe pieniądze można rozważyć kilka możliwości. Albo trzeba dolać pieniędzy do systemu. Mogą to być pieniądze z budżetu. Albo wprowadzić współpłacenie, tyle że nie takie niskie opłaty, jakie proponował poprzedni rząd, bo to nic nie daje, a jest jednocześnie bardzo ryzykowne politycznie. Proponowałbym tu raczej udziały własne pacjentów w kosztach świadczeń medycznych. Albo trzeba wprowadzić ubezpieczenia dodatkowe, ale nowego typu. Nie takie jak dzisiaj funkcjonują ubezpieczenia suplementarne, które żerują na niewydolności publicznego systemu. Bo im dłuższe są kolejki do lekarzy w szpitalach publicznych, tym dla nich lepiej, bo więcej osób decyduje się na wykupienie abonamentu.
Jakie nowe ubezpieczenia pan proponuje?