Wiele takich placówek powstało jeszcze za czasów stanu wojennego. Wtedy z całego świata nadchodziły do Polski dary, w tym leki. Były one rozdawane potrzebującym. Jedno z najsłynniejszych takich miejsc to stołeczna placówka pod egidą komitetu prymasowskiego.
Po 1989 r. rola takich punktów pomocy zmieniła się tylko nieznacznie. Nadal można tu dostać bezpłatnie potrzebne medykamenty i sprzęt medyczny. Korzystają z nich ludzie biedni.
– Jesteśmy wciąż bardzo potrzebni. Konkurencją dla zwykłych aptek nigdy nie będziemy, bo przychodzą do nas ci, których nie stać na wykupienie tam recept – mówi prof. Zbigniew Chłap, przewodniczący stowarzyszenia Lekarze Nadziei, prowadzącego takie punkty w Krakowie i w Warszawie. Podobne placówki są także w innych dużych miastach.
Barierą w rozwoju tych placówek jest zaostrzające się prawo farmaceutyczne.
– Ograniczenia w obrocie lekami są bardzo surowe, w wielu sprawach idą nawet za daleko – uważa Stanisław Piechula, prezes Śląskiej Izby Aptekarskiej.