Polskie prawo ochrony zdrowia jest pełne absurdów. Zamiast dbać o poprawę kondycji pacjentów, tworzy kłopotliwe dla nich sytuacje.
– W systemie funkcjonuje kilkadziesiąt ustaw i rozporządzeń. Cały czas znajdujemy w nich niedorzeczności, które resort wprawdzie częściowo eliminuje, ale jednocześnie tworzy nowe – mówi „Rz" Marcin Mikos z Polskiego Towarzystwa Prawa Medycznego.
Przykładem absurdów prawnych jest ustawa o ratownictwie medycznym, która wskazuje, że do chorego karetkę wysyła, po odebranym telefonie, dyspozytor medyczny. Przy osobie, która nagle zasłabła na ulicy, nie zatrzyma się więc przejeżdżający ambulans, ponieważ nie ma zlecenia.
Inny absurd można znaleźć w rozporządzeniu ministra zdrowia dotyczącym refundacji dwóch aparatów słuchowych przy obustronnym ubytku słuchu. Zgodnie z nim NFZ współfinansuje aparaty słuchowe na oboje uszu tylko osobom czynnym zawodowo, dzieciom do 18 lat lub osobom do 26 lat, jeżeli wciąż się uczą. Bezrobotni, chociaż ubezpieczeni, są z tego grona wykluczeni. Mogą się starać o dopłaty na zakup tylko jednego aparatu (podobnie jak emeryci i renciści).
Zdziwienie chorych wywołuje także rozporządzenie o przyznawaniu obuwia ortopedycznego. Przewiduje ono, że osoba po amputacji, ze zdeformowaną lub krótszą nogą powinna dostawać raz na rok obuwie ortopedyczne. Przez lata słowo „obuwie" urzędnicy interpretowali jako parę butów. Ostatnio NFZ skupił się jednak na słowach „chora stopa" i zaczął refundować tylko jeden but. Drugi pacjent musi kupić sobie sam.