W wielu szpitalach rozpoczęły się pierwsze w tym roku przetargi na leki. Odbywają się w nowej rzeczywistości prawnej, bo pod rządami ustawy refundacyjnej, która – jak się okazało – przysparza lecznicom i pacjentom wielu problemów.
– Musieliśmy unieważnić już dwa przetargi, bo nie mogliśmy kupić leków po cenach zaproponowanych przez hurtowników, gdyż przewyższały limit finansowy wynikający z ustawy – mówi Marek Balicki, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie, były minister zdrowia.
Dyrektorzy szpitali są świadomi, że jeśli zapasy się skończą, a przetargi nie dojdą do skutku, to będą musieli i tak kupić leki. Tyle że nabywając je bez umowy przetargowej, złamią prawo zamówień publicznych.
Zarządzającym szpitalami kłopoty sprawia art 9. ust. 1 ustawy refundacyjnej. Wprowadził on grupy limitowe dla medykamentów, które hurtownie sprzedają aptekom ogólnodostępnym i szpitalnym. W każdej grupie jest kilka leków o różnej cenie. Szpital jednak może kupić każdy z nich po cenie, którą wyznacza wartość tylko jednego leku z grupy. Jest to limit dla pozostałych. Jeśli więc w grupie jest np. kilka insulin, które kosztują od 80 do 120 zł, a limit wyznacza insulina za 100 zł, to i szpital może za każdą z nich zapłacić nie więcej niż 100 zł.
Kłopot pojawia się, gdy do szpitala trafi pacjent, który zażywał w domu droższą insulinę, a oddział nie może mu jej teraz zapewnić, bo lecznica kupiła tańszą. – To absurd jednak, żeby limitami wiązać szpital, skoro nie ma prawa on kupić droższego farmaceutyku dla pacjenta i nie może pobrać od chorego dopłaty – mówi Bożena Maćkowiak, farmaceuta ze szpitala MSWiA we Wrocławiu.