Polityce alkoholowej kraju towarzyszy wizja społeczeństwa, w którym można się delektować wysokoprocentowymi trunkami, ale ostrożnie i pod warunkiem, że nikt na tym nie ucierpi. Wizja ta jednak coraz bardziej się oddala w czasach balansowania między prawem unijnym pozwalającym na wolny przepływ towarów a regułami szwedzkimi.
Szwedzi bowiem to nacja zdyscyplinowana i nie piją (dużo), kiedy następnego dnia mają iść do pracy. Za to w weekend, święta czy w czasie urlopu zdecydowana większość nie wyobraża sobie spotkania towarzyskiego bez butelki wyskokowego napoju. Dziewięciu na dziesięciu Szwedów sięga po alkohol.
Upostaciowanie i instrument alkoholowych restrykcji to Systembolaget, sieć państwowych sklepów, w których Szwedzi zaopatrują się w alkohol.
Wiele osób myślało, że ten system polegnie, gdy Szwecja przystąpi do Unii Europejskiej. Do tego nie doszło. Przed głosowaniem o członkostwo w Unii Komisja Europejska zawiadomiła Sztokholm, że Systembolaget może egzystować dalej. Dopiero później Komisja pozbawiła państwowego producenta i dystrybutora (teraz spółkę akcyjną) monopolu na import, eksport i produkcję alkoholu. Zostawiła jej jednak wyłączność sprzedaży. Zapewne bez przyzwolenia Unii na klauzulę o zachowaniu ograniczeń w podaży i popycie na alkohol kraj nie zdecydowałby się na przyłączenie do europejskiej wspólnoty.
Od czasu jednak przystąpienia do niej nastąpiła sukcesywna liberalizacja antyalkoholowej polityki. Dramatycznie zwiększono kontyngenty importowe trunków. Od 2004 r. każdy ma prawo przywieźć z zagranicy 10 l napojów spirytusowych.