W praktyce tylko ok. 5 proc. firm działających na polskim rynku zajmuje się faktycznym doradztwem podatkowym. Reszta wykonuje bieżącą obsługę księgową. Podmioty krajowe przeważają wśród tych drugich i trudno im się przebić do grona doradców, gdzie dominują wielkie korporacje. Mimo to coraz większej liczbie polskich kancelarii udaje się pozyskać zagranicznych przedsiębiorców. Przykładem jest spółka MDDP, która właśnie na nich opiera swoją działalność. Jej śladem zaczynają iść inni, jak np. Accreo Taxand czy KPT Doradcy Podatkowi.
Mniejsze firmy nie są zdolne obsłużyć w jednym czasie kilku dużych postępowań i to wielokrotnie skazuje niejako zagraniczne podmioty na kontakt z wielkimi korporacjami. Jednocześnie jednak podmioty krajowe oferują już ten sam poziom usług, a przy tym, nieobciążone machiną administracyjną, proponują niższe ceny. Ten ostatni element nie jest jednak najważniejszy. Zagraniczny klient bardziej ceni sobie bowiem skuteczną poradę w najlepszym stylu niż kilkanaście procent zniżki.
[b]Cena nie jest najważniejsza[/b]
W rozwoju mniejszych krajowych firm niewątpliwie pomaga fakt, że coraz mniej jest też globalnych umów zmuszających daną firmę do korzystania z usług doradcy, który został narzucony przez zagraniczną spółkę matkę. A dzieje się tak tylko dlatego, że obsługuje ją oddział tej samej korporacji doradczej, tyle że z innego kraju. Ponieważ jednak taki przymus dotyczył głównie audytu, sytuacja stopniowo się zmienia. Obowiązujący już firmy amerykańskie albo notowane na amerykańskiej giełdzie wymóg oddzielenia audytu od doradztwa powoduje, że nawet jeśli dany koncern musi korzystać z usług międzynarodowej korporacji w związku z audytem, to może, a nawet musi, wybrać kogoś innego do doradztwa. Wtedy właśnie coraz częściej decyduje się na firmę polską, w której np. pracuje aktualnie doradca znany jej z wcześniejszych kontaktów. Ważne jest też to, że ma wśród nich coraz większy wybór. W ostatnich latach z firm tzw. wielkiej czwórki odeszło wielu bardzo dobrych doradców. Stworzyli oni kilka kancelarii, które - jak można przypuszczać - w najbliższych latach będą stawały się coraz większą konkurencją dla międzynarodowych korporacji. Na podmiotach z tzw. wielkiej czwórki wymusza to też pewne modyfikacje w postępowaniu, także co do sposobu określania honorariów. Jeszcze w latach 90. wszystkie ustalały stawki w dolarach czy euro za godzinę pracy, różnicując je w zależności od stanowiska osoby, która ją wykonywała. Klient z zegarkiem w ręku mógł jedynie śledzić, jak pieniądze wypływają z jego kieszeni. Teraz rosnąca konkurencja firm polskich powoduje, że coraz modniejszy staje się ryczałt. Przeważnie nie chodzi tu jednak o stałą, miesięczną opłatę pobieraną niezależnie od ilości wykonanej w tym czasie pracy dla klienta. Raczej jest to wynagrodzenie za sprawę. Niektóre mniejsze polskie firmy decydują się także na ryczałt w dosłownym znaczeniu. Tyle że klienci nie zawsze się na to godzą. Wielu nadal woli płacić tylko za to, co rzeczywiście już zostało wykonane.
[b]Oferty przychodzą z biznesu[/b]