Reklama

Detektyw pracuje głową - rozmowa z detektywem

Mam broń od 20 lat, ale ani razu jej nie użyłem. Detektyw pracuje głową, musi docierać do informacji - mówi Janusz Rzeźnik, prywatny detektyw

Publikacja: 07.03.2012 23:21

Detektyw pracuje głową - rozmowa z detektywem

Foto: archiwum prywatne

Projekt deregulacji zawodów zakłada zniesienie egzaminu na licencję detektywa. Z pracą detektywa kojarzą się nam pościgi, podsłuchy, zawiłe śledztwa. Tak to wygląda naprawdę?

Janusz Rzeźnik: To, co oglądamy w telewizji, to fikcja. Oczywiście śledzimy ludzi, obserwujemy ich, ale już podsłuchy absolutnie nie wchodzą w grę. Pościgi czasem się zdarzają, jednak to ekstremalne przypadki. Tak naprawdę detektyw, poza możliwością gromadzenia o ludziach informacji, wcale nie ma więcej praw niż przeciętny człowiek.

To bardzo niebezpieczna praca?

Reklama
Reklama

Mam broń od 20 lat, ale ani razu jej nie użyłem. Detektyw pracuje głową, musi docierać do informacji. Potrzebny jest spryt, życiowa zaradność i wytrwałość. Niektórzy pseudo- detektywi potrafią dużo rozrabiać, chociażby pan Rutkowski, ale prawdziwa praca detektywistyczna to praca głównie intelektualna.

Kto się zgłasza do pana? Pewnie sami bogaci biznesmeni lub ich żony...

Nasze usługi są drogie, bo nasza działalność jest trudna do wycenienia. Sprawy są niesamowicie zawiłe, jest z nimi niewyobrażalnie dużo pracy. Nauczycielki lub pielęgniarki raczej nie będzie stać na to, by śledzić męża.

A rzeczywiście głównie zgłaszają się do pana ludzie zatroskani o wierność współmałżonka?

Reklama
Reklama

To zdecydowanie gros spraw, jakie się prowadzi. Wynajmują nas również firmy, np. by śledzić nadużycia w ochronie znaków towarowych, ale 70-80 proc. spraw to poszukiwania zaginionych osób, sprawy majątkowe i rozwodowe.

Ale są i specyficzne przypadki?

Mieliśmy klientkę, która nazywała się Pamela i kazała nam szukać pana o nazwisku Anderson, bo ona chciała się nazywać Pamela Anderson...

A śledzenie domniemanej niewierności małżeńskiej to ciekawa praca?

Reklama
Reklama

Zdarza się, że oboje małżonkowie wynajmują detektywów, by śledzić się nawzajem. I zdarza się, że oboje mają coś za uszami. Miałem klientkę, która sama zdradzała męża, a mnie wynajęła, by poczuć, że nie tylko ona nie jest fair.

A jakie sprawy są najtrudniejsze?

Te, w których ma się mało informacji. Kiedyś szukałem człowieka, który nazywał się tak jak pół Polski i nawet nie znałem jego daty urodzenia. I znalazłem go, choć po pierwsze już nie żył, a po drugie, nazywał się zupełnie inaczej, niż przedstawił się poszukującej go przyjaciółce. Tak wyglądają prawdziwie trudne sprawy, a nie pościgi i strzelaniny...

—rozmawiał Michał Płociński

Projekt deregulacji zawodów zakłada zniesienie egzaminu na licencję detektywa. Z pracą detektywa kojarzą się nam pościgi, podsłuchy, zawiłe śledztwa. Tak to wygląda naprawdę?

Janusz Rzeźnik: To, co oglądamy w telewizji, to fikcja. Oczywiście śledzimy ludzi, obserwujemy ich, ale już podsłuchy absolutnie nie wchodzą w grę. Pościgi czasem się zdarzają, jednak to ekstremalne przypadki. Tak naprawdę detektyw, poza możliwością gromadzenia o ludziach informacji, wcale nie ma więcej praw niż przeciętny człowiek.

Reklama
Praca
Sportowe wakacje zapracowanych Polaków
Praca
Na sen poświęcamy więcej czasu niż na pracę zawodową? Nowe dane GUS
Praca
Wojna handlowa Donalda Trumpa hamuje wzrost zatrudnienia na świecie
Praca
Grupa Pracuj chce podwoić przychody w ciągu pięciu lat
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Praca
Polskim firmom nie będzie łatwo odkrywać płacowe karty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama