Polskie firmy czekają na pokolenie szefów-liderów

Sześciu na dziesięciu menedżerów nie ma umiejętności przywódczych. Lekceważą opinie pracowników i zbyt rzadko uczą się na swych błędach

Publikacja: 26.10.2011 03:16

Ponad 60 proc. polskich menedżerów musi dopiero rozwinąć umiejętności przywódcze

Ponad 60 proc. polskich menedżerów musi dopiero rozwinąć umiejętności przywódcze

Foto: PhotoXpress

W jednej z dużych polskich firm na działowym spotkaniu omawiano wyniki badania opinii pracowników dotyczącego ich zdolności do realizacji najważniejszych celów spółki. W pewnym momencie szef działu zaznaczył, że jego opinia mogła zakłócić wyniki ankiety, bo wypełniając ją, myślał o członkach zarządu, a nie o swoim zespole. Tamto spotkanie sprzed ponad roku Piotr Zagdański, konsultant z doradczo-szkoleniowej Door Group, wspomina do dziś, gdyż bardzo dobrze pokazuje powszechny i dziś w wielu firmach podział, który utrudnia osiąganie dobrych wyników.

– Menedżerowie często nie identyfikują się z zespołem, którym zarządzają, a czują się częścią kadry menedżerskiej. Traktują podwładnych jako swoich ludzi, którzy są od wykonania pracy i poleceń szefa – wyjaśnia Piotr Zagdański.

Zmiana pokoleń

W badaniu Door Group przeprowadzonym pod koniec zeszłego roku wśród ponad 220 menedżerów i pracowników polskich firm ponad 60 proc. ankietowanych stwierdziło, że bezpośredni szefowie nie traktują ich opinii z uwagą, nie szukają informacji zwrotnej dotyczącej swych działań i zachowań ani nie wyciągają wniosków z popełnianych przez siebie błędów. Tym bardziej że często myślą, iż są najlepsi – przekonanie polskiej kadry menedżerskiej o własnych wysokich kompetencjach i zaangażowaniu widać np. w badaniach programu Talent Club.

Polscy szefowie wysoko oceniają swą kreatywność, elastyczność i samodzielność – wynika z przeprowadzonych przed dwoma laty badań firmy Deininger Consulting, która rekrutuje top menedżerów. Najbardziej krytycznie nasi szefowie podsumowali tam swe umiejętności związane z planowaniem i tworzeniem strategii oraz zarządzaniem ludźmi.

Dariusz Użycki, dyrektor zarządzający Deininger Consulting w Polsce, ocenia, że od 2009 r. niewiele się zmieniło. – Ale oczekiwanie zmian w tak krótkim czasie byłoby naiwnością – zaznacza. – Zmiany nastąpią, choć dopiero za kilka lat, gdy władzę w firmach przejmie następne pokolenie menedżerów. Oni od początku mają dostęp do dobrych szkoleń i lektur, a co więcej – mogą się uczyć na doświadczeniach swych poprzedników, którzy są pionierskim pokoleniem i nie mają żadnych wzorców do naśladowania. To i tak sukces, że są świadomi swych deficytów – twierdzi Dariusz Użycki.

Reklama
Reklama

Czas dla pracownika

Według ankiety Door Group nadal w mniejszości są menedżerowie, którzy jasno określają cele i na bieżąco informują pracowników o priorytetach w ich pracy. – Z badań Door wynika, że większość, bo ponad 60 proc., polskich menedżerów musi dopiero rozwinąć umiejętności przywódcze, co może być trudne, jeśli nie identyfikują się ze swym zespołem pracowników i poświęcają im niewiele czasu – ocenia Piotr Zagdański.

Na deficyt zrównoważonego przywództwa – gdy menedżer jest szefem, który naciska, ale i inspiruje oraz wspiera rozwój pracowników – zwraca też uwagę psycholog biznesu Jacek Santorski. – Wierzę jednak, że w kolejnych dziesięciu latach wykształcą się profesjonalni liderzy i ten deficyt będzie się zmniejszał – dodaje.

Według Piotra Zagdańskiego podziałowi kadra kierownicza kontra pracownicy może sprzyjać system szkoleń stosowany w wielu firmach – na odrębnych kursach szkolą się pracownicy, a na innych ich szefowie. To utrudnia menedżerom poznanie, a potem wykorzystanie potencjału swych pracowników, nie wspominając o umiejętności angażowania ich do współpracy. Tymczasem niekiedy można robić to w całkiem prosty sposób – tak jak to zrobił jeden z kierowników, który poprosił pracownika, by zamiast niego przygotował i przedstawił zespołowi prezentację celów, które na najbliższy kwartał wyznaczył im zarząd.

Zamordysta w pułapce

Eksperci przyznają, że w  trudnych, niepewnych czasach część firm sięga po twardych, autorytarnych menedżerów zgodnie z popularną nadal opinią, że tacy szefowie, nawet jeśli trochę zamordyści, osiągną lepsze wyniki, wyciskając z ludzi więcej.

Jednak badania globalnej firmy doradczej Vital Smarts dowodzą, że najbardziej efektywni menedżerowie, choć owszem są konkretni, nastawieni na cel i asertywni, jednocześnie potrafią docenić i słuchać swych ludzi, no i biorą pod uwagę ich interesy.

Z kolei przykręcający śrubę zamordyści często wpadają w pułapkę; jeśli zarządzają przez nakazy i polecenia, to pracownicy nie czują się współodpowiedzialni za wynik, traktując to jako problem szefa.

Reklama
Reklama

– Jeśli chce się osiągać dobre wyniki, to trzeba umieć pociągnąć za sobą ludzi, zdobyć ich zaufanie i szacunek. Niezbędne są więc odpowiednie umiejętności interpersonalne – podkreśla Piotr Zagdański.

Globalne badania firmy doradczej Vital Smarts, która zanalizowała przypadki prawie 2 tys. awansów, dowodzą też, że bardzo dobre umiejętności personalne – w tym poprawianie relacji w pracy i uwzględnianie w swych planach interesów współpracowników – pomagają w karierze. 92 proc. uczestników badania stwierdziło, że w ich firmie gwałtowny, trudny charakter skutecznie hamuje karierę pracownika.

Opinia:

Krzysztof Kosy, psycholog

W polskich firmach widać dość wyraźny podział na szefa i pracowników, nawet jeśli menedżer wyrósł z zespołu i można by oczekiwać, że nadal będzie się czuł jego członkiem. W naszych warunkach awans i wejście do kadry kierowniczej to trochę jak nadanie tytułu szlacheckiego i transfer do innej, wyższej kasty, czemu sprzyja silna hierarchia kulturowa (pomysł szefa ma inną wartość niż pomysł pracownika) i duże zróżnicowanie płac między szeregowymi pracownikami i menedżerami. Zjawisko to ma swoje korzenie w początkowym okresie transformacji gospodarczej, gdy zagraniczni inwestorzy uznali, że „poganiaczom" taniej siły roboczej warto dobrze płacić, i utrzymuje się, a nawet pogłębia, do dziś. Trudno się więc dziwić, że wielu menedżerów identyfikuje się z lepszą, lepiej wynagradzaną grupą kadry kierowniczej, nie czując się częścią „pracowniczego plebsu". Komunikację z pracownikami utrudnia też sytuacja gospodarcza, która w międzynarodowych korporacjach zwiększyła presję na wprowadzanie rozwiązań przyjętych w zagranicznej centrali, nawet jeśli u nas nie do końca pasują. W takiej sytuacji nie oczekuje się od menedżerów, by wsłuchiwali się w opinie pracowników, brali je pod uwagę, skoro i tak mają wprowadzać globalny model.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki a.blaszczak@rp.pl

W jednej z dużych polskich firm na działowym spotkaniu omawiano wyniki badania opinii pracowników dotyczącego ich zdolności do realizacji najważniejszych celów spółki. W pewnym momencie szef działu zaznaczył, że jego opinia mogła zakłócić wyniki ankiety, bo wypełniając ją, myślał o członkach zarządu, a nie o swoim zespole. Tamto spotkanie sprzed ponad roku Piotr Zagdański, konsultant z doradczo-szkoleniowej Door Group, wspomina do dziś, gdyż bardzo dobrze pokazuje powszechny i dziś w wielu firmach podział, który utrudnia osiąganie dobrych wyników.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Reklama
Praca
Sportowe wakacje zapracowanych Polaków
Praca
Na sen poświęcamy więcej czasu niż na pracę zawodową? Nowe dane GUS
Praca
Wojna handlowa Donalda Trumpa hamuje wzrost zatrudnienia na świecie
Praca
Grupa Pracuj chce podwoić przychody w ciągu pięciu lat
Praca
Polskim firmom nie będzie łatwo odkrywać płacowe karty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama