– Zwyciężyliśmy! Dziś tworzymy historię! – skandowały dziesiątki tysięcy zwolenników Nikola Paszyniana zebranych w centrum stolicy.
Na placu Republiki ustawiono ogromne ekrany, na których transmitowano parlamentarną debatę nad mianowaniem przywódcy protestów na szefa rządu. – Jedno prawo dla wszystkich: dla naszych oponentów i zwolenników. Koniec z kupowaniem głosów na wyborach – mówił w parlamencie przywódca ludowej rewolty.
W końcu, w głosowaniu 59 deputowanych poparło jego kandydaturę, a 42 było przeciw. W parlamencie większość ma rządząca od lat 90. Partia Republikańska, kilku jej deputowanych przeszło jednak na stronę opozycji, co pozwoliło wygrać Paszynianowi.
Demonstracje zaczęły wstrząsać Armenią od 13 kwietnia. Rządzący przez poprzednią dekadę prezydent Serż Sarkisjan dokonał reformy konstytucyjnej, przekazując większość prezydenckich uprawnień szefowi rządu. Po czym sam postanowił zostać premierem – mimo że wcześniej kilkakrotnie odżegnywał się od tego. Jego decyzja stała się przyczyną wybuchu społecznego niezadowolenia.
Po dziesięciu dniach protestów Sarkisjan podał się do dymisji z funkcji premiera, ale na następcę wyznaczył jednego z działaczy swojej Partii Republikańskiej. Na wezwanie Paszyniana w kraju zaczęły się blokady dróg i linii kolejowych. 1 maja większość parlamentarna zgodziła się rozpatrzyć kandydaturę opozycjonisty na szefa rządu, ale odrzuciła ją – co jedynie doprowadziło do eskalacji protestów.