– Różnice są bardzo duże – oświadczyła kanclerz Angela Merkel w czwartek w Berlinie na wspólnej konferencji prasowej z Viktorem Orbánem. Miała na myśli różnice dotyczące polityki imigracyjnej obu państw.
Premier Węgier wyjaśnił, że jego kraj nie przyjmie żadnych imigrantów z Niemiec, którzy mieliby zostać odesłani na Węgry w ramach obowiązującego w UE rozporządzenia dublińskiego. Zgodnie z nim każdy kraj członkowski ma prawo odesłać nielegalnych imigrantów do tego państwa Unii, z którego oni przybyli.
Według Orbána Węgry zostały niesprawiedliwie potraktowane w sprawie imigrantów. – Bolą nas bardzo oskarżenia ze strony Niemiec, że nie okazujemy żadnej solidarności – mówił premier na konferencji. Jak tłumaczył, węgierska solidarność polega na tym, że policja graniczna nie dopuściła do wjazdu na Węgry tysięcy nielegalnych imigrantów, którzy potem trafiliby do Niemiec. Kanclerz Merkel – sugerował – powinna okazać wdzięczność narodowi węgierskiemu i jego przywódcy.
Niewdzięczna kanclerz
Tego pani kanclerz nie uczyniła. Nadal liczy jednak na współpracę z Węgrami w sprawie odsyłania z niemieckiej granicy imigrantów, którzy zostali wcześniej zarejestrowani w innych krajach. Domaga się tego bawarska CSU, jeden z partnerów koalicyjnych rządu Merkel. Choć tryb taki jest zgodny z rozporządzeniem dublińskim, Angela Merkel uważa, że nie należy żadnego państwa zmuszać do przyjmowania tzw. wtórnych imigrantów. Stawia na dobrowolne porozumienia. Zawarła je już z kilkunastoma krajami.
Właśnie na ten temat rozmawiała z Viktorem Orbánem. Kilka dni wcześniej w wywiadzie dla „Bilda" nie wykluczył on, że takie porozumienie jest możliwe, ale wcześniej Niemcy musiałyby wynegocjować podobne umowy z Austrią i Włochami. Dobrze wie, że przynajmniej Rzym na to nie pójdzie.