Petru: Czas na prawdziwie zjednoczoną opozycję. Mozaikową

Kurz powyborczy opada, trwają negocjacje koalicji w sejmikach wojewódzkich, dogadują się radni w powiatach, a eksperci prezentują kolejne analizy wyników, oparte na szczegółowych wyliczeniach. To na ich podstawie my wszyscy, cała opozycja polityczna, powinniśmy się zastanowić i wspólnie znaleźć odpowiedź na pytanie: jak uchronić nasz kraj przed drugą kadencją PiS ? Bo z liczb wynika, że taka formuła koalicji, jak w wyborach samorządowych, po prostu nie da rady. – pisze lider Teraz!

Publikacja: 20.11.2018 17:20

Petru: Czas na prawdziwie zjednoczoną opozycję. Mozaikową

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Wyniki kandydatów opozycji demokratycznej są naprawdę imponujące. Ta niespodziewana wygrana, szczególnie w pierwszej turze zaburzyła rzeczywistą ocenę tych wyborów. Pod lukrem widowiskowych zwycięstw w kilku największych miastach ukryły się wyniki mniej spektakularne, ale kluczowe w kontekście przyszłorocznych wyborów do Sejmu.

Liczby nie kłamią. W wyborach samorządowych Prawo i Sprawiedliwość osiągnęło ponad 50 % więcej mandatów radnych niż w poprzednich wyborach. Według danych Państwowej Komisji Wyborczej z całego kraju PiS zdobyło aż dwa miliony głosów więcej ! To poważny krok naprzód partii, która od trzech lat niszczy Polskę i polską demokrację. I jej trudne do podważenia zwycięstwo. W tych wyborach PiS zajął pierwsze miejsce i to z wyraźną przewagą, bo druga w kolejności Koalicja Obywatelska zdobyła 7,1% głosów mniej. W systemie d'Hondta to bardzo ważne, bo kto jest na pierwszym miejscu, ten dostaje dodatkowe mandaty sejmowe.

Przypomnijmy jeszcze, że na trzecim miejscu w wyborach samorządowych znalazł się PSL (z wynikiem 12,1 %), którego wyborcy w wyborach sejmowych głosują jednak inaczej niż w samorządowych, bo w dużej części oddają wtedy głosy na PiS. PiS ma więc realne podstawy, by liczyć na to, że w wyborach sejmowych osiągnie jeszcze lepszy wynik niż w samorządowych i w efekcie umocni się na pierwszej pozycji. Niestety. Czy opozycja nie ma więc szans? Nie do końca.

Kandydaci opozycji pokonali PiS w miażdżącej liczbie polskich miast. Po drugiej turze wyborów przez media przemknęła przynosząca otuchę wiadomość, że na 107 takich miast w Polsce PiS wygrał tylko w 5, co przez analogię zostało przyjęte jako zwycięstwo opozycji. To prawda, niestety ten wynik w żaden sposób nie przekłada się na przyszłe wybory do Sejmu.

Przyjrzyjmy się tym danym z PKW. Okazuje się, że najwięcej zwycięstw odnieśli kandydaci bezpartyjni. Wygrali aż w 64 przypadkach. W wielu miastach, tak jak w Gdańsku, w Szczecinie albo w Katowicach byli to kandydaci startujący przeciwko Koalicji Obywatelskiej, często nawet z nią skłóceni. Oczywiście, poparcie KO w drugiej turze pomogło im ostatecznie wygrać, ale pewnie i bez niego akurat Ci kandydaci poradziliby sobie. Tymczasem sama Koalicja Obywatelska wygrała w 28 miastach. Na 107 można ten wynik uznać za nienajgorszy, ale z tych liczb jasno wynika zarazem, że obiegowa opinia o zwycięstwie KO w wielkich miastach, okazuje się po dogłębnej analizie mocno wyolbrzymiona. Wygrały dobre nazwiska i znane ludziom twarze, a nie KO.

Liczby nie kłamią

Tuż po pierwszej turze wyborów, 28 października, ukazała się ciekawa analiza autorstwa Marcina Palade, który przeliczył aktualne poparcie społeczne na mandaty poselskie. Gdyby wybory sejmowe odbywały się wtedy, kiedy odbyły się samorządowe, to PiS zdobyłby 247 mandatów, czyli o 12 więcej niż zdobył w 2015 roku. Tymczasem Koalicja Obywatelska dostałaby 164 mandaty, czyli o dwa mniej niż w 2015 dostały łącznie Platforma i Nowoczesna ! Dziwne w tym kontekście brzmią trąby głoszące sukces KO. Ta analiza powinna być punktem wyjścia do realnej, trzeźwej oceny prognoz na rok 2019. Zamiast tego mamy wszechobecne myślenie życzeniowe, które uchwyciło się spektakularnych zwycięstw w niektórych wielkich miastach. Zdrowy rozsądek każe jednak spojrzeć prawdzie w oczy i raczej oprzeć się na twardych danych liczbowych, zamiast na emocjach i marzeniach.

Nie łudźmy się. Wybory samorządowe przybliżyły PiS zwycięstwa w wyborach do Sejmu w 2019 roku, a opozycji pokazały, że trzeba szybko znaleźć inny, skuteczny sposób na wyborcze odsunięcie PiS od władzy w Polsce.

Jaka koalicja

Najlepszym z możliwych rozwiązań jest wspólne pójście do wyborów. Pisano na ten temat już wystarczająco dużo, więc nie ma co tu powtarzać znanych argumentów. Dość tylko przypomnieć, że obecny system przeliczania głosów premiuje ugrupowanie, które zdobywa pierwsze miejsce w okręgach wyborczych.

Odsunięcie PiS od władzy powinno być naczelnym zadaniem wszystkich polityków opozycyjnych. A skoro kluczem do tego może być wspólna lista opozycji, to umiejętność znalezienia skutecznej formuły jedności będzie dla polityków testem odpowiedzialności za państwo.

Jedność, tylko jaka?

Jeżeli ciasto się nie upiekło, to nie dodaje się do niego nowych składników, tylko się je wyrzuca i robi od nowa. Koalicja Obywatelska po prostu nie dała rady pokonać PiS i nie ma co dyskutować, co by było gdyby zawierała więcej partii, albo gdyby miała lepszych liderów. Fakt jest faktem: KO zajęła w tych wyborach dalekie drugie miejsce, a nie pierwsze i po prostu nie zdała egzaminu. Niektórzy śmieją się, że kandydaci PiS zajęli zaszczytne drugie miejsce w wyborach na prezydentów i burmistrzów, a nie widzą tego samego problemu w odniesieniu do siebie. W dodatku, jeżeli KO uzyskuje wynik gorszy niż jej uczestnicy z osobna, to znaczy, że nie ma żadnego efektu synergii. Żadnej wartości dodanej, żadnej premii za jedność. Trzeba więc usiąść razem i wspólnie zastanowić się nad inną formułą jedności opozycji. Całej opozycji. Taką formułą, która da jej wygraną w wyborach.

Nie ma sensu poszerzać formuły, która się nie sprawdziła. Casus Barbary Nowackiej, która wskoczyła do KO jak do studni, po czym zaginął słuch o Jej poglądach i o Jej wyborcach, pokazuje, że można w nieskończoność dorzucać do tej studni kolejne nowe ugrupowania. Bo i one przestaną istnieć w świadomości Polaków. A co z Nowoczesną? Wyniki opublikowane przez Państwową Komisję Wyborczą pokazują, że Koalicja Obywatelska uzyskała w wyborach samorządowych nieomal taki sam wynik procentowy jak w sejmowych miała sama Platforma. Czyli dosypanie Nowoczesnej do Platformy spowodowało, że znaczna część wyborców Nowoczesnej albo nie poszła głosować, albo zagłosowała inaczej – choćby na kandydatów bezpartyjnych czy lokalne komitety. Znów przywołajmy liczby, tym razem na podstawie exit poll przeprowadzonego 21 października. W wyborach samorządowych tylko 57% wyborców Nowoczesnej z 2015 roku powtórzyło swoją decyzję i zagłosowało na KO. To najsłabszy w tym zakresie wynik ze wszystkich ugrupowań.

Szansa w mozaice

Dlatego proponuję dziś zupełnie nową formułę koalicyjną, którą obrazowo nazwałem „mozaikową". Mozaika jest zbiorem złożonym z bardzo różnych fragmentów, które złożone razem tworzą spójną całość. Każdy element jest ważny, każdy odrębny i każdy – zarówno mały jak i duży – przyczynia się do pełnego obrazu. W tym właśnie leży klucz do sukcesu wyborczego. Ugrupowania opozycyjne reprezentują łącznie większość społeczeństwa. Ale ta większość jest różnorodna, ma różne poglądy na gospodarkę i na sprawy obyczajowo – społeczne. Dlatego wspólna lista wyborcza musi tę różnorodność odwzorować. Wyborcy, jeżeli mają pójść do wyborów, to muszą mieć na liście wyborczej w swoim okręgu konkretną osobę której ufają. Bez tego w dniu wyborów nie zmobilizują się do pójścia do urn.

Wyniki wyborów, zwłaszcza prezydentów, burmistrzów, wójtów wyraźnie pokazują, że wyborcy oczekują konkretnego człowieka z imieniem, nazwiskiem, wizerunkiem I akceptowanym dorobkiem. Drugoplanowa jest jego przynależność partyjna. Konsekwencją takiego sposobu myślenia jest koalicja osób i reprezentowanych przez nie nurtów politycznego myślenia. Ale nie partii politycznych, ich logo może być wyłącznie znakiem rozpoznawczym kandydata.

Koalicja to komitet wyborczy wyborców w jego skład wchodzą kandydaci znani I doceniani w swoim okręgu wyborczym. Ta forma oczywiście wyklucza tworzenie list kandydatów przez wskazanie szefa partii.

Tak. Chciałbym żeby w oparciu o takie reguły powstała jak najszersza koalicja kandydatów do Parlamentu Europejskiego i Sejmu w 2019 roku.

Pierwszy test takiej taktyki wyborczej możemy zrealizować już przy wyborach do Parlamentu Europejskiego. Jestem przekonany, że możemy wskazać kandydatów, państwowców, którzy będą godnie reprezentować naszych obywateli. Z całą pewnością zaliczyłbym do nich Janusza Lewandowskiego, Roberta Biedronia, Andrzeja Olechowskiego, Leszka Millera, Waldemara Pawlaka. To nie jest ułożona przeze mnie lista, to tylko wskazanie wartości, które reprezentują.

Ludzie chcą głosować z przekonaniem, że robią coś dobrego, a nie że wybierają mniejsze zło. Jeżeli nie identyfikują się w pełni z jakąś partią, jeżeli w kampanii wyborczej nie usłyszą swoich poglądów, to w dniu wyborów zostaną w domu. To dlatego w wyborach do sejmików wojewódzkich znaczna część wyborców opozycyjnych nie poszła głosować. Ci, którzy w 2015 głosowali na Nowoczesną albo na Barbarę Nowacką, nie poszli głosować na KO, od której nie usłyszeli poglądów wolnorynkowych czy świeckich. Wymuszona jedność światopoglądowa i populizm gospodarczy tej koalicji doprowadził do tego, że utożsamiali się z nią tylko dotychczasowi wyborcy PO.

Dlatego wspólna lista wyborcza opozycji nie może być jednym kotłem, w którym mieszają się różne partie tworząc jednorodną masę o nieokreślonym kolorze. Każda tożsamość musi być wyraźna, na tyle wyraźna, żeby każda grupa wyborców znalazła na tej mozaikowej liście kafelek, który uzna za swój.

Oczywiście może się tu pojawić pytanie o spójność takiej koalicji. O to, czy wyborcy nie uznają, że jest ona sztucznym tworem bez spoiwa, służącym jedynie dorwaniu się polityków do stanowisk. Myślę jednak, że w obecnej sytuacji politycznej kraju taki argument nie zafunkcjonuje. Jest bowiem silny wspólny mianownik dla wszystkich ugrupowań opozycyjnych. To szacunek dla wolności, demokracji, przestrzeganie Konstytucji i praw człowieka, a także obrona członkostwa Polski w Unii Europejskiej i jej pozycji w Europie. W dzisiejszych warunkach politycznych w Polsce to dużo, to bardzo dużo, a na pewno wystarczająco. Są to czynniki kluczowe, a przy tym czytelnie łączące różne ugrupowania polityczne.

Tu nie powinno chodzić o interes jednej czy drugiej partii, tylko o chłodną analizę dla całej opozycji w ujęciu funkcjonalnym. Taki kształt nowego porozumienia opozycji jest po prostu opłacalny wyborczo, bo zapewnia na raz dwa czynniki: zmobilizowanie wyborców o różnych poglądach, a jednocześnie obrócenie na swoją korzyść metody d'Hondta. I w konsekwencji zapewnia to, co w tej chwili dla Polski najważniejsze: odsunięcie PiS od władzy

Wyborcy liberalni poszerzają opozycję, a nie zawężają

Kluczowym warunkiem zwycięstwa wyborczego tak pomyślanej koalicji jest aktywizacja wszystkich grup społecznych, które zdecydowanie nie chcą głosować na PiS. A może także takich osób, które na PiS głosowały, ale dziś chętnie cofnęłyby czas. Po to tę listę trzeba robić, żeby zmobilizować do udziału w wyborach wyborców różnych ale wszystkich, którzy mogą swym głosem pomóc w odsunięciu PiS od władzy. Jedną z ważniejszych grup, mnie szczególnie bliską, są Polki i Polacy o liberalnym światopoglądzie.

Ten elektorat zwiększa liczbę głosujących na, jak to ujął Grzegorz Schetyna, „antypis," a nie zmniejsza. Wyborcy, którzy w 2015 mieli na kogo głosować, więc głosowali, teraz już nie mają oferty, więc zostają w domach. Aż 654 tysiące osób, które głosowały na Nowoczesną w 2015 roku tym razem nie zagłosowało na KO. I to pomimo, że frekwencja wyborcza była wyjątkowo wysoka: wyniosła 54,96% (a wyborach do Sejmu w 2015 wyniosła 50,92%).

Gdzie się podziali ci wyborcy? Dlaczego nie zagłosowali na Koalicję?

Na to pytanie częściowo jest już odpowiedź w tym artykule. W większości zostali w domach, bo nie usłyszeli w kampanii wyborczej KO swojego głosu. Nie usłyszeli o ułatwieniach dla przedsiębiorców, o stabilności prawa i zasad na jakich prowadzą firmy, o niskich, czytelnych podatkach o wyrównywaniu szans ani o odpowiedzialności za budżet. Nie usłyszeli nic o świeckim państwie, ani o potrzebie zwalczania pedofilii w kościele. Zamiast tego usłyszeli przekaz Platformy o rozciągnięciu programu 500+ na pierwsze dziecko, o wprowadzeniu trzynastej emerytury, albo o wprowadzeniu wolnego dnia 12 listopada, który wielu z nich przyprawił o kłopoty, i uchwaleniu Narodowego Dnia Kapłanów Wyklętych (przypomnijmy - znaczna część PO głosowała za). Nic dziwnego, że wyborcy o takich poglądach jak nasze woleli nie pójść na wybory, niż pójść i głosować na taki przekaz.

Jeżeli w wyborach wzięło udział 54,96% uprawnionych, to znaczy, że pozostałe 45,04 % Polaków czeka na sygnał mówiący, że politycy wiedzą i rozumieją jakimi sprawami żyją wyborcy i czego oczekują. W tej ogromnej grupie są też bardzo liczni wyborcy o poglądach wolnorynkowych i świeckich. Są trzy miliony przedsiębiorców. Tych z firm dużych, ale i małych, czasem jednoosobowych. Tych, którzy każdego dnia ryzykują dla zapewnienia bytu rodzinie całym swym majątkiem. Tych, którzy dają zatrudnienie innym. Są wśród nich Polki i Polacy czekający na wyrównanie rażących nierówności w stosunkach państwo – Kościół. Ktoś powinien ich reprezentować. Podczas wyborów roku 2019 nie mogą znowu zostać w domach.

Trzy lata temu daliśmy milionom takich wyborców obietnicę, że zawalczymy o ich postulaty. I zawierzyli nam, oddając głosy w wyborach. To dla nas duże zobowiązanie bycia depozytariuszem liberalnych poglądów na polskiej scenie politycznej. I takie ugrupowanie musi w Polsce istnieć. Po wchłonięciu Nowoczesnej przez PO liberalni Polacy muszą mieć na kogo głosować. Muszą mieć możliwość głosowania ZA a nie tylko PRZECIW. Po to, żeby czuli się w Polsce jak we własnym domu i po to, by dzięki nim opozycja otrzymała więcej głosów.

Żeby to ugrupowanie mogło być skuteczne i dobrze reprezentowało swoich wyborców, to do wyborów musi przystąpić jako składowa tej większej mozaiki. Naszym celem i ambicją jest realny udział w przyszłym rządzie, a nie siedzenie w ławach sejmowych i pokorne przyjmowanie razów ze strony wyłączających nam mikrofony. Dość wysłuchiwania obelg w żadnym trybie.

Da się wygrać z PiSem. To jest możliwe jeżeli będziemy jasno, otwarcie i szczerze artykułować swoje poglądy. Bez kunktatorstwa, bez rozmywania przekazu i mówienia o niczym, bez utraty własnej tożsamości. Niech wszystkie ugrupowania opozycji, w tym nasze, pójdą do wyborów nie zlane w jedno, ale razem. Tak widzimy rok 2019. W wielości jedność.

Ryszard Petru w 2015 r. był założycielem Nowoczesnej. Odszedł z partii w maju 2018 r. Kilka dni temu ogłosił budowę nowej formacji Teraz! Artykuł wyraża poglądy autora.

Wyniki kandydatów opozycji demokratycznej są naprawdę imponujące. Ta niespodziewana wygrana, szczególnie w pierwszej turze zaburzyła rzeczywistą ocenę tych wyborów. Pod lukrem widowiskowych zwycięstw w kilku największych miastach ukryły się wyniki mniej spektakularne, ale kluczowe w kontekście przyszłorocznych wyborów do Sejmu.

Liczby nie kłamią. W wyborach samorządowych Prawo i Sprawiedliwość osiągnęło ponad 50 % więcej mandatów radnych niż w poprzednich wyborach. Według danych Państwowej Komisji Wyborczej z całego kraju PiS zdobyło aż dwa miliony głosów więcej ! To poważny krok naprzód partii, która od trzech lat niszczy Polskę i polską demokrację. I jej trudne do podważenia zwycięstwo. W tych wyborach PiS zajął pierwsze miejsce i to z wyraźną przewagą, bo druga w kolejności Koalicja Obywatelska zdobyła 7,1% głosów mniej. W systemie d'Hondta to bardzo ważne, bo kto jest na pierwszym miejscu, ten dostaje dodatkowe mandaty sejmowe.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Marcin Mastalerek o Donaldzie Tusku: My wiemy, że on jest prorosyjski
Polityka
PiS, KO i Lewica rzucają poważne siły na wybory do europarlamentu. Dlaczego?
Polityka
Sondaż: Kto wygra wybory do PE? Polacy wskazują wyraźnego faworyta
Polityka
„Nie chcemy polexitu, tylko reformy Unii Europejskiej”. Konwencja wyborcza PiS
Polityka
Rada ministrów na śmieciówkach. Jak zarabiali członkowie rządu w zeszłym roku?