„Panie mecenasie. W skali 1 do 10? Biorąc pod uwagę tolerancję Polaków dla tej władzy. Jak grubo będzie?" – spytał w poniedziałek Romana Giertycha jeden z internautów. Odpowiedź adwokata, która zyskała wielki rozgłos w mediach społecznościowych, była krótka: „11".
Roman Giertych robił wiele, by podkręcić emocje przed publikacją „taśm Kaczyńskiego" w „Gazecie Wyborczej". Szybko się okazało, że ma w tym interes. Jest mecenasem Geralda Birgfellnera, który zarzuca oszustwo prezesowi PiS. To niejedyna sprawa z politycznej najwyższej półki, którą prowadzi Giertych. Reprezentuje też bankiera Leszka Czarneckiego, który miał być korumpowany przez szefa Komisji Nadzoru Finansowego, co również zostało utrwalone na taśmach.
W ten sposób Giertych, formalnie od 12 lat znajdujący się poza polityką, w praktyce stał się pierwszoplanową postacią opozycji. Nie powinno to jednak dziwić, wszak jest osobą, która politykę ma w genach.
Potomek narodowców
Jest wnukiem Jędrzeja Giertycha, jednego z przywódców przedwojennego Stronnictwa Narodowego, a synem Macieja Giertycha, który ugrupowanie o tej nazwie zakładał w 1989 roku. Takie pochodzenie miało dla Romana Giertycha ogromne znaczenie, gdy tuż po przemianach ustrojowych zaczynał działalność polityczną. – Wśród narodowców wyjątkowo liczy się hierarchia. W naturalny sposób przenosił spuściznę przedwojennego ruchu narodowego – opowiada jeden z przyjaciół Giertycha.
– Był przygotowywany przez ojca do pełnienia ról przywódczych, pomógł mu też duży poziom pewności siebie i trzymanie ludzi na dystans – mówi Krzysztof Bosak, były poseł LPR, a obecnie jeden z liderów Ruchu Narodowego. – Gdy zaczynał studia na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, istniało już tam środowisko narodowe. Przez Giertycha zostało sformalizowane pod postacią reaktywowanej Młodzieży Wszechpolskiej – dodaje.