Joanna Lipszyc: Ubiór to tylko pierwszy krok

W czasie kampanii wygląd często dominuje nad warstwą merytoryczną – mówi Joanna Lipszyc, doradca wizerunkowy.

Aktualizacja: 01.05.2019 08:10 Publikacja: 29.04.2019 18:36

Kolorowe skarpetki Justina Trudeau nie pozwalały wielu osobom skupić się na rozmowie

Kolorowe skarpetki Justina Trudeau nie pozwalały wielu osobom skupić się na rozmowie

Foto: fot. Łukasz Kamiński

Polska polityka powoli się profesjonalizuje. Czy dotyczy to też wyglądu?

Myślę, że polscy politycy dbają o swój styl bardziej niż kiedyś, niektórzy może nawet za bardzo. W tym sensie, że zbyt skupiają się na samym “opakowaniu” i to dominuje nad przekazem merytorycznym. Politycy czasem zapominają, że strój jest formą komunikacji, a nie celem samym w sobie. Strój mówi za nas, zanim się odezwiemy. Nie jest jedynie formą ekspresji, wyrazem osobistych preferencji, ale przede wszystkim komunikuje, kim jesteśmy. Jeśli wygląd ma komunikować, że ktoś jest politykiem, osobą poważną i odpowiedzialną za swój kraj i społeczeństwo, to strój powinien pasować do roli, jaką pełni. I jego dobór powinien podlegać takiej samej strategii, jak reszta komunikacji - tego co się mówi, o czym i kiedy.

A jak pani definiuje kreowanie wizerunku?

Wizerunek musi być przede wszystkim spójny. Jest nośnikiem największego kapitału polityka – zaufania społecznego. Po pierwsze, mamy do czynienia z człowiekiem, który ma konkretne cechy osobowościowe i fizyczne. Ten człowiek należy do partii, którą reprezentuje, a która ma określone oczekiwania, co do wizerunku swoich polityków, ponieważ ma konkretnego odbiorcę. Nie każdego da się przerobić, „opakować” w taki sposób, by odpowiadał każdemu odbiorcy. Wiem, że partie kładą nacisk na to, by pewnych cech nie eksponować. Na przykład, jeżeli partia zabiega o elektorat o niższych dochodach, to nie należy w żaden sposób epatować bogactwem, wszystkie atrybuty prestiżu, drogie zegarki i markowe garnitury, po których z daleka widać, że są kosztowne, nie są dobrze widziane, ponieważ trudno, żeby elektorat utożsamiał się z takim wizerunkiem.

Jak wielu w Polsce polityków źle się komunikuje w warstwie wizualnej?

Jest ich mnóstwo, lista jest długa. Oczywiście wiele się zmieniło od początku lat 90., gdy na porządku dziennym były niewyczyszczone buty i garnitury za duże lub za małe bądź w kolorze butelkowej zieleni. Młode pokolenie jest generalnie lepiej ubrane niż starsze, chociaż z pewnymi wyjątkami. Jeśli poseł wkłada na oficjalne wystąpienia w sejmie białe, rozsznurowane adidasy, to pokazuje, że swój wizerunek jako „luzaka” przedkłada nad wizerunek polityka, że nie całkiem identyfikuje się z rolą, którą pełni, chce zaznaczyć swoją indywidualność poprzez dodanie elementów stroju absolutnie nieformalnego. Ale oczywiście, pamiętamy wszyscy Jacka Kuronia w jego jeansowych koszulach – mimo, że nie było to zgodne z dress codem, to w tym stroju wyglądał wiarygodnie, a w garniturze nienaturalnie. Z kolei na drugim biegunie był w sejmie Janusz Palikot, bardzo zwracający uwagę i ekscentryczny, w kolorowych koszulach i z fularami.

A Paweł Kukiz, który zakłada koszulki, t-shirty i marynarki? To do niego jako muzyka pasuje.

Wizerunek polityka powinien spełniać kilka podstawowych zasad. Bazą jest ciemny garnitur, jasna koszula i krawat, to jest oficjalny, biznesowy uniform. Są przyjęte pewne zasady, dress code, który w świecie politycznym obowiązuje. I są politycy, którzy bardziej lub mniej świadomie te zasady łamią. Jeżeli osłabiamy „oficjalność” garnituru, przez założenie ciemnej koszuli czy tshirta to już będzie to zupełnie inny dress code. Jeżeli elektorat danej osoby to akceptuje, to znaczy, że to się sprawdza. Dla mnie, jako osoby kształtującej przez lata wizerunek polityków, takie rezygnowanie z formalnego stroju nie jest właściwe dla piastowanego stanowiska. Według mnie wyrazisty styl działa na korzyść polityka, pod warunkiem, że pozostaje w granicach bussinesowego dress codu.

Jednak każdemu da się wytknąć błędy i wpadki. Tak, jak można było zobaczyć prezydenta Obamę, który miał za długie spodnie, za duży garnitur, za długi krawat, mimo że 90% czasu wyglądał bardzo dobrze i miał wszystko świetnie skrojone, mimo, że miał sztab ludzi, którzy czuwali nad jego wizerunkiem, to jemu również się to zdarzało. Trudno oczekiwać, że na naszej scenie politycznej takie sytuacje się nie zdarzą.

A jak jest w przypadku kobiet polityków?

Kobiety statystycznie przykładają większa wagę do swojego wyglądu i starają się by ich wizerunek był profesjonalny. Czasem w tym profesjonalizmie ocierają się o nudę, ponieważ wycofują ze stroju wszystkie kobiece elementy po to, by zachować poważny, oficjalny wygląd i to też nie jest dobre - nie widzę powodu by kobiecość ukrywać. Jednocześnie kobiety mają więcej możliwości w doborze strojów, a tym samym więcej okazji do popełnienia błędu. Gdy kobiety popełniają błędy to są one zwykle bardziej spektakularne bo mamy więcej elementów wizerunku - fryzura, makijaż. Zaczyna się lato i znów, gdy wejdziemy do Sejmu to pewnie zobaczymy na niektórych posłankach kwieciste sukienki i kolorowe sweterki oraz sandały z odkrytymi palcami.

A którzy politycy ubierają się w sposób przesadzony w drugą stronę, zbyt dopieszczony?

Mam takie poczucie, że kwestie wizerunku – zwłaszcza podczas kampanii wyborczych – dominują nad stroną merytoryczną. Ludzie starają się przed kampanią zmienić, by robić dobre wrażenie i zapominają o tym, że ubiór jest tylko pierwszym krokiem, za którym powinna iść treść i nie jest dobrze jeżeli ubiór odciąga uwagę od tego, co człowiek mówi. Przykładem może być Justin Trudeau, który kilkukrotnie wkładał nieformalne, kolorowe skarpetki, raz z Chewbaccą, raz z kaczuszkami. I podczas tych spotkań było widać, że jego rozmówcy nie są w stanie skupić się na tym, co mówił, ponieważ uwagę odciągały te właśnie skarpetki. To był celowy zabieg. Trudno uznać, że Justin Trudeau nie wie, jak wygląda profesjonalny wizerunek, zakładam, że ma obok siebie kilku doradców. Już po pierwszym występie w kolorowych skarpetkach zostały one dostrzeżone, więc robi to celowo.

Wśród polskich polityków również pojawiają się pewne elementy przełamujące oficjalny charakter wizerunku. Na przykład Kosiniak-Kamysz podczas niektórych wystąpień, wieców zdejmuje marynarkę i zakasuje rękawy. Czy to jest przekonujące?

To jest gest, którym lata temu zasłynął Donald Tusk. I to był znaczący gest, szeroko dyskutowany. Jeśli to jest autentyczne, to działa na korzyść polityka. Wyborcy zazwyczaj nie dają się oszukać, jeżeli takie gesty nie są spójne z dotychczasowym wizerunkiem i charakterem danej osoby, to i tak tego „nie kupią”. Ale Władysław Kosiniak-Kamysz jest jednym z lepiej ubranych i spójnie komunikujących się polityków.

Czyli styl polityków musi być naturalny?

Tak, i lepiej byłoby, gdyby mocne zmiany wizerunku były dokonywane przed wkroczeniem danej osoby na arenę polityczną albo w jakimś dogodnym momencie. Czas kampanii wyborczej jest czasem, gdy wiadomo, że politycy próbują poprawić swój wizerunek, by zrobić lepsze wrażenie na wyborcach. Wtedy potrafią zmienić się tak bardzo, że czasami wyborcy ich nie poznają. Na przykład, gdy polityk kupi nowe oprawki okularów, zmieni fryzurę i doda opaleniznę. Wyborcy patrzą na billboardy i nie wiedzą, kto na nich jest. Taka zmiana nie jest korzystna. To należy robić stopniowo, żeby było wiarygodne.

W Stanach Zjednoczonych gwiazdą jest teraz Pete Buttigieg, kandyduje na prezydenta, ma 37 lat i był burmistrzem małego miasteczka w Indianie. W kampanii na wiecach często nie ma marynarki, ale dalej nosi krawat.

To oznacza, że chce się odciąć od dotychczasowego establishmentu i pokazać: ja jestem bardziej “do ludzi”, nie jestem taki, jak cała klasa polityczna. I to też musi być spójne z przekazem politycznym, który ktoś sobą reprezentuje.

W USA motyw pojawiania się bez marynarki, w krótkich rękawach jest dość popularny.

Tak, natomiast polski biznes i tak samo polityka czerpie bardziej ze wzorców pochodzących z Wielkiej Brytanii. Włosi stosują już zupełnie inne wyznaczniki stylu, które u nas nie są przyjmowane przez środowisko biznesowe jako wzorce. Włosi noszą często bardziej ciasne marynarki, przykrótkie spodnie. To nie jest coś, co większości polskich mężczyzn odpowiada, ponieważ polscy mężczyźni lubią się czuć swobodnie, luźno.

Gdyby Grzegorz Schetyna pojawił się bez marynarki w telewizji byłoby to dziwne.

Tak, ponieważ te dresscody się różnią. W USA rozluźnienie obserwuje się już od wielu lat. Zasady, które obowiązywały dawniej, teraz znacząco się zmieniają. To było widać już u prezydenta Obamy, również Michelle Obama wielokrotnie pokazywała się na oficjalnych wystąpieniach z odkrytymi ramionami, co w standardach oficjalniej mody biznesowej i protokołu dyplomatycznego nie jest dopuszczane.

A czy po wyjeździe Donalda Tuska do Brukseli można zauważyć ewolucję jego stroju?

Nie widzę szczególnej ewolucji, pan premier zawsze wyglądał bardzo stosownie i elegancko. Spokojny, konsekwentny od lat styl.

Mówiliśmy też o billboardach i nadużyciu Photoshopa.

Jeżeli ktoś zadecydował, że kandydat czy kandydatka ma być młodsza o 10 lat i tak wygładzona w Photoshopie, jak to było widać na niektórych plakatach w kampanii samorządowej, to się pomylił. Potem wszyscy zamiast mówić o programie wyborczym, mówili o tym, jak ktoś wyczyścił sobie twarz na billboardzie. Chyba nie o to chodzi w skutecznym przekazie politycznym.

A gdy przychodzi ktoś i mówi, że chce się odmłodzić wizerunkiem o 10 lat, to co wtedy?

Wtedy mówię, że nie ma takiej potrzeby. Myślę, że trzeba to wyważyć. Młody wygląd jest synonimem energii, świeżości i dlatego ludzie chcą wyglądać młodo, natomiast z drugiej strony mamy doświadczenie. Trudno by polityka z 20-letnim doświadczeniem pokazywać jako kogoś młodego, to nie ma sensu. Odmładzanie się powinno odbywać się w rozsądnych granicach, nie poprzez Photoshop, ale poprzez zmianę kroju marynarek czy kolorystykę ubioru. Można dodać świeżości i energii w wyglądzie nie zmieniając całkowicie wizerunku tylko kształtując ten, który jest.

Czy broszka Pani premier Szydło to był dobry pomysł?

Zauważyłam, że inne kobiety w polskiej polityce w tamtym czasie przestały nosić broszki.

Czy pojawił się trend, że mężczyźnie bardziej zwracają uwagę na swój wygląd?

Tak, ten trend jest bardzo wyraźny, zwłaszcza w środowisku biznesowym, z którym teraz mam najczęściej kontakt. Mężczyźni śledzą blogi na temat męskiego stylu, wymieniają się doświadczeniami. Dokształcają się. Zwracają uwagę na szczegóły. Zaskakują mnie wiedzą na temat różnic między butami Oksfordami a Monkami. Wiedzą, jak się układa poszetki. Jeszcze dziesięć lat temu najwyżej połowa mężczyzn, których spotykałam na szkoleniach w ogóle wiedziała, co to jest poszetka.

Ale jak to w życiu. Są ludzie, którzy potrafią samodzielnie zadbać o swój wygląd i tacy którzy tego nie umieją, nie lubią, albo po prostu nie mają na to czasu i wolą oddać swój wizerunek w ręce profesjonalisty. Wtedy pojawia się ktoś taki jak ja, doradca, który podpowie, co jest właściwe, co pasuje, potrafi przewidzieć, jak dany wizerunek zostanie odebrany. Politycy są osobami bardzo zajętymi, w ciągłym biegu. Często w ciągu jednego dnia znajdują się w sytuacjach, wymagających zmian przekazu wizerunkowego. Czasami jest to trudne. Miarą elegancji jest bowiem przede wszystkim to, czy ktoś umie dopasować swój wygląd to sytuacji - adekwatność do miejsca, czasu i towarzystwa.

Gdy politycy jadą w teren to od razu się przekształcają. Prezydent i premier, ministrowie zakładają wojskowe kurtki i spodnie. To ma sens?

Prezydent też człowiek i wiadomo, że gdy jest na poligonie, to nie wyjdzie w lakierowanych butach, tylko w sportowych więc musi dopasować do tego resztę stroju, by nie wyglądać komicznie. To jest jedna z takich trudnych sytuacji, ponieważ żadne rozwiązanie nie jest naprawdę dobre. Wiadomo, że jest to polityk, który jest przebrany za żołnierza, a nie żołnierz. Z drugiej strony, jeżeli polityk nie ma wyglądać śmiesznie – w garniturze w środku lasu, to musi się przebrać.

A jeśli ktoś ma event rolniczy. Musi się przebrać?

Najczęściej jest tak, że polityk dojeżdża na miejsce i zdejmuje krawat. Skoro ktoś czuje się dobrze bez marynarki, w samej koszuli, to czemu nie. Można się zastanawiać, czy nie powinien mieć jeszcze bardziej casualowego stroju niż tylko zdjęty krawat. Dużo bardziej przekonuje mnie polityk głaszczący krowę w swetrze i jeansach, niż gdyby robił to w garniturze.

Donald Tusk miał tzw. kryzysową kurtkę lub “kurtke grozy”. Gdy była jakaś katastrofa żywiołowa, wtedy premier zakładał zawszę tę kurtkę i w niej się pojawiał. To była zawsze mniej więcej taka sama kurtka. Na jej temat powstawały nawet teksty.

Nie wiem czy dotyczy to premiera Tuska, ale oczywiście są politycy, którzy używają takich rekwizytów celowo, by podkreślić swój wizerunek. Nie uważam, że polityk powinien mieć dziesięć różnych kurtek, tylko po to, by ktoś nie napisał, że ma jedną. Jeżeli kurtka jest przyzwoita, odpowiada sytuacjom i pasuje do właściciela, to nie widzę w tym nic złego, że pan premier pokazał się w niej kilka razy.

Joanna Lipszyc – doradca wizerunkowy. Od kilkunastu lat kształtuje wizerunek polskich polityków, samorządowców, członków rządu, bussinesmanów. Współpracowała m.in. z Hanną Gronkiewicz –Waltz a także odpowiadała za wizerunek prezydenta Bronisława Komorowskiego i pierwszej damy Anny Komorowskiej. Obecnie doradza głównie przedstawicielom świata mediów i biznesu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Polityka
Donald Tusk podsumował pierwszy rok rządu. „Wiemy, jakie są priorytety”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Sondaż: Jak wielu Polaków jest rozczarowanych Donaldem Tuskiem?
Polityka
Piotr Serafin dla „Rzeczpospolitej”: Unijny budżet to polityka zapisana w cyfrach
Polityka
Były szef RARS ma jednak szansę na list żelazny. Sąd podważa sprzeciw prokuratora
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Hołownia w Helsinkach, czyli cała naprzód na północ